środa, 20 lutego 2013

OSTATNIE SPOTKANIE [1/1]



25 kwietnia 2012 rok.


To nie był najlepszy miesiąc mojego życia. Jeśli mam być szczera, to chyba powinnam go zaliczyć do jednego z najgorszych, jakie przyszło mi przeżyć w ciągu moich 22 lat życia. Uciekałam z Częstochowy do Poznania przez Kraków i Wrocław. Ale czy w czymś mi to pomogło? Raczej nie. W czasie tak długiej podróży miałam naprawdę mnóstwo czasu, aby wszystko przeanalizować. I jeśli mam być szczera, to sama do końca nie byłam pewna czy dobrze zrobiłam. Jednego jednak byłam pewna, nie będzie mi teraz łatwo. Naprawdę zakochałam się w Fabianie. Nie wiem, kiedy i jak to się stało, ale nie zmienię już tego. Z drugiej strony broniłam się przed tym, bo się bałam, a odległość dzieląca nas niczego mi nie ułatwiała. Czułam jednak, że gdybym tylko chciała spróbować, to mogłoby się nam udać. Ale mimo tego nie potrafiłam zaryzykować. Nie byłam na tyle odważna. Wiedziałam, że mogę kiedyś żałować, iż nie dałam nam szansy. Ale nawet wyobrażenie sobie siebie jako samotnej starej panny z kotem, której dzieciaki nie lubią, bo jest strasznie zgryźliwa, niczego nie dało. Żadnymi znanymi mi sposobami nie umiałam przemówić swojemu rozumowi, mimo że bardzo tego chciałam. Moje serce rwało się do Fabiana, mówiło mi, żebym wzięła ten cholerny telefon i zadzwoniła do niego, a potem powiedziała mu, że chcę spróbować… ale nie potrafiłam go posłuchać. Wielokrotnie już trzymałam komórkę w dłoni, wybierałam numer rozgrywającego, jednak nigdy nie byłam w stanie nacisnąć przycisku „zadzwoń”. Kiedyś słuchałam swojego serca do tego stopnia, że Marcel mógł to wykorzystać do swoich celów i wyprać mi mózg. A zrobił to tak dobrze, że później nie miałam własnej woli i chęci do życia. Teraz, po tych przykrych doświadczeniach z przeszłości, strach był zbyt wielki, by móc się przemóc. Mogłam być tchórzem, mogłam do końca życia żałować, że właśnie zrezygnowałam z czegoś bardzo ważnego, ale to nie zmieniało podjętej przeze mnie decyzji. A jaka ona była? Po prostu, postanowiłam zapomnieć o Fabianie. Nauczyć się żyć z tym, że coś do niego czuję, a mimo tego nie mogę z nim być. Postanowiłam unikać go jak ognia, nie czytać żadnych wiadomości o nim, starać się jak najmniej na niego patrzeć, gdy będę oglądać mecz AZS-u... w skrócie – robić wszystko, by tylko móc w jakiś sposób nauczyć się z tym żyć i jak najlepiej funkcjonować.
Ale Fabian nie ułatwiał mi sprawy. Dzwonił po kilka razy dziennie, pisał jeszcze częściej, prosił mnie o danie nam szansy, żądał choćby krótkiej rozmowy, błagał, abym jeszcze raz przemyślała swoją decyzję… Naprawdę, imał się wszystkiego, bylebym tylko z nim porozmawiała. Liczył, że swoim uporem i determinacją przekona mnie do tego, abym dała nam szansę. Nie mogę zaprzeczyć, że jego wytrwałości nie robiła na mnie wrażenia, bo bym skłamała... ale to nic nie dawało. Fabian chciał, abym w końcu przestała się bać i spróbowała. Czy on naprawdę sądzi, że jest to takie proste? Jeśli tak, to nie miał racji. Nie było, przynajmniej nie dla mnie. Fabian obiecywał mi, że on niczego złego mi nie zrobi, bo przecież nie jest taki jak Marcel i z jego strony nic podobnego do doświadczeń z przeszłości mi nie grozi. I ja naprawdę wierzyłam w jego słowa, ale… bałam się. To był jedyny argument, który miałam na usprawiedliwienie swojego postępowania, ale za to był on ważny i trudny do pokonania. Przynajmniej przeze mnie samą. Naprawdę, nigdy nie sądziłam, że strach, może irracjonalny, bezsensowny i głupi, ale jednak strach, może mi tak bardzo utrudnić życie...
Zwalałam całą winę na Fabiana, ale ja sama sobie nie pomagałam. Nie wiem, co mi do głowy strzeliło, ale postanowiłam wybrać się do Bydgoszczy na obydwa spotkania o piąte miejsce, które Delecta rozgrywała z AZS-em. Chciałam ostatni raz w tym sezonie ujrzeć moich częstochowskich chłopaków, zwłaszcza, że z dobrych źródeł (no cóż, od Fabiana) wiedziałam, iż są marne szanse na to, aby w następnym sezonie dokładnie taki sam skład AZS-u wychodził na boisko. Ba, możliwe jest, że w ogóle tak zasłużonego w polskiej siatkówce klubu nie będzie w lidze. A wszystko przez problemy finansowe, które trapią Częstochowian już od dawna... Bałam się, że to może być ostatnia okazja do kibicowania AZS-owi, a ja z niej nie skorzystam tylko dlatego, że zakochałam się w Fabianie. Dlatego postanowiłam, że nie mogę z niej nie skorzystać i nie pojechać na te dwa spotkania, zwłaszcza, że odbywały się one stosunkowo blisko Poznania. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że nie potrafiłam cieszyć się z naszych zwycięstw tak jak dawniej, mimo że wygraliśmy obydwa spotkania. Pełne emocji i dramaturgi. Te dwa zwycięstwa 3:2 na terenie gości sprawiały, że byliśmy już bardzo blisko zdobycia piątego miejsca w lidze i zakwalifikowania się do europejskich pucharów po raz 23 z rzędu. A dzięki temu możliwe, że także przyciągnięciu do klubu jakiegoś sponsora i pewności, że w przyszłym sezonie również będziemy grać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Cieszyło mnie to, jednak myśląc o AZS-ie, jednocześnie myślałam też o Fabianie. Nie umiałam tego rozdzielić, mimo moich najszczerszych chęci. Nie poszłam nawet do klubu kibica Częstochowy, mimo że mogłam. Robiłam wszystko, aby skupić się tylko na grze AZS-u, a nie na poszczególnym zawodniku (wiadomo którym), choć było to bardzo trudne. Siedziałam pomiędzy kibicami Delecty, mimo że kibicowałam z całych sił częstochowskiemu klubowi. To właśnie w siatkówce było najlepsze, że mimo odmiennej przynależności klubowej, nic złego na trybunach wśród bydgoskich kibiców nie miało prawa mi się stać. Robiłam jednak wszystko, aby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi, ale to nie dlatego, że się bałam, iż mogę dostać od gospodarzy, nie. Starałam się tylko po to, aby Fabian nie mógł mnie zauważyć. W końcu wyróżniałam się wśród innych kibiców na hali kolorem mojego stroju, co mogłoby zwrócić na mnie jego uwagę. Na szczęście, nie miał zbyt wielu okazji do rozglądania się po hali, a do tego z pewnością nie spodziewał się mnie dzisiaj w Łuczniczce. A ja nie chcąc kusić losu, zaraz po ostatnim punkcie szybko się zbierałam i czym prędzej opuszczają bydgoską arenę, nie oglądając się nawet za siebie. Naprawdę ciężko mi było się odwrócić i odejść, ale wiedziałam, że aby wytrzymać w swoim postanowieniu, muszę tak zrobić. Ciężko mi było nie podejść do Drzyzgi po meczu i mu nie pogratulować zwycięstwa oraz dobrej gry. Albo, co gorsza, by nie rzucić się mu na szyję i zapewnić go, że wszystko przemyślałam i że spróbuję. Mimo coraz większej ilości dręczących mnie wątpliwości czy słusznie robię, trwałam uparcie w swoim postanowieniu.
Ale nie to w tym wszystkim, co ostatnimi czasy odczuwałam, było najgorsze. Potrafiłam mimo wszystko trwać w swoim postawieniu. Byłam z siebie dumna, że mimo wszelkich wątpliwości, które mną targały, nie ulegam sobie ani nikomu innemu, próbującemu mnie przekonać, abym spróbowała. Jednak gdy jakiś tydzień temu Fabian przestał do mnie dzwonić, rozczarowałam się. Zrobiło mi się cholernie przykro, że siatkarz tak nagle przestał o mnie walczyć, że mimo wszystkich swoich zapewnień, przestało mu na mnie zależeć. Wiem, powinnam się była z tego cieszyć, w końcu zrobił dokładnie tak jak chciałam. Postanowił, że ułoży sobie życie beze mnie, że zapomni o mnie. A ja mimo tego nie umiałam się cieszyć. Coś mnie w środku zabolało, że chłopak dał sobie spokój, że mimo wszystkich swoich zapewnień o ciągłej walce o mnie, w końcu przegrał. Dał się pokonać. I to mnie.
Ale to nie był koniec bolesnych ciosów, jakie musiałam przyjąć na klatę. Przeglądając dzisiaj wiadomości na stronie głównej mojego facebooka, w oczy rzucił mi się nagłówek jednego z plotkarskich portali sportowych o zaskakująco brzmiącym tytule: „Nowa dziewczyna Fabiana Drzyzgi”. To dobiło mnie jeszcze bardziej. Nie dość, że siatkarz ze mnie zrezygnował, to znalazł już sobie zastępstwo… I mimo że bardzo mnie to zabolało, nie potrafiłam sobie darować obejrzenia tych zdjęć, które zostały zrobione na dzisiejszym meczu w Bydgoszczy. Tak, mimo iż AZS wygrywał już w rywalizacji o piąte miejsce 2:0, nie potrafił udokumentować swojego zwycięstwa na własnej hali i wrócił do Łuczniczki na piąte spotkanie. Nie miałam już siły, by tam pojechać, by znów zmierzyć się z targającymi mną emocjami… Nie byłam w stanie być na trybunach i spokojnie patrzeć na Fabiana, grającego na dole na boisku. Ostatecznie chłopaki dzisiejszy mecz przegrali, przez co w lidze zajęli szóste miejsce i nie zakwalifikowali się do europejskich pucharów po raz pierwszy od 23 lat. Ale Fabian z takim dopingiem na pewno szybko się z tego otrząśnie. Nie to co ja... Nowa dziewczyna młodego Drzyzgi była śliczna, z pewnością dużo ładniejsza ode mnie, a do tego wpatrzona w niego jak w obrazek. Fabian także wydawał się być szczęśliwy, a rozmawiający z nimi Drzyzga Senior zadowolony. Możliwe, że pogodził się wreszcie z rozstaniem swojego syna z Gosią, a jego nowa potencjalna synowa przypadła mu do gustu. Nie to co ja… Patrząc na te zdjęcia widziałam rodzinną sielankę... tylko że we mnie z tego powodu coś umarło. Zrozumiałam, że to naprawdę jest koniec naszej znajomości. Fabian dał sobie spokój, przestał o mnie walczyć, do tego spotkał inną, lepszą ode mnie i postanowił zacząć nowe życie, w którym nie było już dla mnie miejsca. I mimo że właśnie tego chciałam, nie byłam w stanie się z tego cieszyć. Może kiedyś będę umiała? Teraz, mimo tego, że miałam tyle czasu, aby wreszcie wbić sobie do głowy, iż nic z tego nie będzie, nie umiałam się z tym pogodzić. Naprawdę jestem głupia. Chcę czegoś, a gdy to się właśnie dzieje, nie jestem z tego zadowolona, bo tak właściwie to chciałabym czegoś innego. Ze mnie to jest niezły emocjonalny popapraniec…
Nagle w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk domofonu, który skutecznie przerwał mi w rozmyślaniu. Może to i dobrze? Do niczego dobrego takie zamartwianie się nie prowadzi. Będzie lepiej, gdy się z tym pogodzę… Zostawiłam więc otwartego laptopa na stronie z wiadomością i zdjęciami nowej ukochanej Drzyzgi Juniora, by gdy wrócę, jeszcze trochę się po katować i wbić sobie do głowy, że to naprawdę koniec. Podeszłam do domofonu, by wcisnąć odpowiedni guzik i wpuścić do bloku osobę dobijająca się do mnie. Zrobiłam to jednak, nie pytając nawet, kto chce się dostać do mnie na górę. Byłam sama w mieszkaniu, moja współlokatorka wyjechała do swojego domu rodzinnego, by coś ważnego tam załatwić. Nie wtrącałam się w to, bo takie rozwiązanie było dla mnie naprawdę dobre w tej chwili. Przynajmniej nikt nie widział mnie w tak kiepskiej formie, w jakiej właśnie się znajdowałam. Do tego byłam przekonana, że to po prostu moja mama czegoś zapomniała stąd zabrać. Nie byłam zbytnio zachwycona jej powrotem, ledwo co przed chwilą pozbyłam się jej i ojca z mieszkania. Musiałam się ostatnio naprawdę dziwnie zachowywać, skoro nawet moi ciągle zapracowani rodziciele zaczęli się o mnie martwić. I to do tego stopnia, by zrobić mi dzisiaj niezapowiedziany nalot na moje mieszkanie, aby samemu sprawdzić, czy wszystko u mnie w porządku. Miałam dosyć udawania przed nimi, że wszystko gra, ale przecież im nie powiem, że boję się zaangażować w związek z bardzo ważną dla mnie osobą przez piekło, jakie kiedyś zafundował mi Marcel. Oni nawet do końca nie wiedzą, dlaczego się rozstaliśmy, wolę wciąż trzymać ich w błogiej nieświadomości i oszczędzić im przykrych szczegółów z mojej przeszłości. Nigdy nie byliśmy ze sobą jakoś specjalnie zżyci i jakoś żadna ze stron nigdy nie pragnęła tego zmienić, dlatego przybrałam na twarz uśmiech i byłam gotowa wciąż pokazywać, że u mnie wszystko jest jak najlepiej. Uchyliłam drzwi od mieszkania, by nie musieć iść ich raz jeszcze otwierać, gdy mama wejdzie na czwarte piętro, po czym podreptałam do kuchni, by coś zjeść. Jakoś specjalnie głodna nie byłam, ale nie mogłam się też zagłodzić z byle jakiego powodu…
Nie spodziewałam się jednak, że stanie się coś takiego. Co prawda słyszałam kroki w mieszkaniu, doskonale wiedziałam, że ktoś jest w środku (w końcu sama go wpuściłam), ale gdy się obróciłam nie zobaczyłam ani mojej mamy, ani nawet mojego taty. Nikogo, kogo bym się spodziewała ujrzeć w tym momencie. Osobą, która stała w moim salonie i patrzyła na mnie był Fabian. We własnej osobie. Stał w moim mieszkaniu, na mojej podłodze i wlepiał swoje ślepia centralnie we mnie. Byłam tak zaskoczona, że aż upuściłam talerz, który trzymałam w ręce i który teraz roztrzaskany leżał u moich stóp. Dobrą chwilę zajęło mi ocknięcie się z szoku. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić, jak się zachować, co powiedzieć… więc żeby nie musieć patrzeć mu dłużej w twarz, szybko ukucnęłam, aby zebrać drobinki rozbitego talerza z podłogi. Fabian po chwili zrobił to samo. Widziałam jego rękę, pomagającą mi w zbieraniu porcelany. Wiedziałam jednak, że kiedyś muszę podnieść wzrok i na niego spojrzeć. I gdy to zrobiłam, przekonałam się, że rozgrywający naprawdę kucał obok mnie tylko po to, by mi pomóc.
- Uważaj, bo się skaleczysz – powiedział, wyciągając mi ostry kawałek porcelany, który wciąż trzymałam w ręce. – Poza tym, tak na przyszłość, to powinnaś zamykać drzwi na klucz, bo jeszcze ktoś ci krzywdę zrobi – dodał z troską, wstając i wyrzucając rozbity talerz do kosza.
Martwił się o mnie. Cholera, dlaczego mnie to tak rozczulało? Nie powinno... Tak samo jak jego głos, za którym tak bardzo tęskniłam. Tak dawno go nie słyszałam… I tak właściwie, to nie powinnam była go teraz słyszeć, bo jego nie powinno tu być. Jak mnie znalazł? I dlaczego przyjechał? Po co? Przecież to nielogiczne, ma nową dziewczynę, więc co tu robi? Nie powinien już się ze mną spotykać, czy w ogóle zaprzątać sobie głowę moją osobą…
- Były otwarte, bo myślałam, że to moja mama czegoś stąd zapomniała – odpowiedziałam słabo, bo wciąż nie mogłam wyjść z szoku. – A zresztą… co ty tu robisz? – spytałam, wbijając w niego wzrok.
- Graliśmy mecz w Bydgoszczy i postanowiłem w drodze powrotnej przyjechać do ciebie, by w końcu spokojnie porozmawiać – wyjaśnił mi.
- Jak mnie znalazłeś? – a ja dalej ciągnęłam swoje mini przesłuchanie, spoglądając na niego podejrzliwie.
- Nie odbierałaś ode mnie telefonów, nie chciałaś ze mną rozmawiać, nie odpisywałaś na moje wiadomości… - wyliczał.
- Robiłam to wszystko dla twojego dobra. Wszystko, abyś tylko o mnie zapomniał – powiedziałam łamiącym się głosem.
Znowu zaczynam się mazać! Kurczę, niedobrze ze mną…
- Ale ja nie chcę o tobie zapominać! – Fabian prawie że krzyknął. – Dlatego postanowiłem, że cię odnajdę, ale Mańka nie chciała mi podać twojego adresu przez telefon, więc… pojechałem do niej do Krakowa. Postanowiłem, że choćbym miał ją błagać na kolanach, to jakoś zdobędę twój adres.
- Menda, zdradziła mnie – syknęłam rozzłoszczona, gdy tylko wydał swoje źródło informacji. – Prosiłam ją, aby ci niczego nie mówiła.
- Ale ona mi nic nie powiedziała – siatkarz zaprzeczył, po czym wyciągnął coś z kieszeni i mi wręczył. Okazało się, że była to mała, kolorowa karteczka. Gdy ją otworzyłam, widniał tam mój adres zapisany koślawym pismem Radeckiej. Nieźle wymyślone, muszę to przyznać. Obeszła mój zakaz, przebiegła menda. – Kiedy już zwątpiłem, że mi pomoże, dała mi to. Tatiana, nie wiń jej, ja musiałem spróbować wszystkiego – zakończył niemal błagalnie.
- Ale tu nie ma czego próbować – zaprzeczyłam, przemykając się obok niego.
Kiedy tylko znalazłam się w salonie, zrozumiałam, że nie mogę stąd uciec, tak jak to zrobiłam w Częstochowie. To było moje mieszkanie i nie mogłam stąd wyjść, i już tu nie wrócić. Fabian dobrze przemyślał sprawę. Zostałam postawiona przed faktem dokonanym, musiałam się zmierzyć z wyzwaniem tu i teraz. Dlatego też obróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego hardo. W końcu najlepszą obroną jest atak, czyż nie?
- Poza tym, nie rozumiem, po co tu przyjechałeś. Z niczego nie musisz mi się tłumaczyć. Nigdy nie byliśmy razem na serio, do tego oboje wiedzieliśmy, że nic z tego nie będzie – mówiłam spokojnie, mimo że w środku byłam zirytowana jego zachowaniem. Do jasnej cholery, co on sobie wyobrażał, przyjeżdżając tutaj? – Nie potrzebuję twoich wyjaśnień. Dałeś sobie spokój, tak jak prosiłam i… bardzo dobrze. Poznałeś kogoś, masz nową dziewczynę i ja się bardzo cieszę, że zaczynasz żyć na nowo już beze mnie… Tylko nie rozumiem, po jaką cholerę tu się zjawiasz? Chcesz, abym ci pogratulowała?
- Tatiana, czekaj – przerwał mi siatkarz, a szkoda, bo dopiero zaczynałam się rozkręcać. – O czym ty mówisz?
Był zdezorientowany, ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam zbyt zirytowana jego postępowaniem, aby bliżej przyjrzeć się jego reakcjom na moje słowa.
- O tym – powiedziałam, łapiąc za laptop, leżący na pobliskim stoliku i wyświetlając mu internetowy artykuł, który wciąż miałam włączony i który jeszcze nie tak dawno czytałam.
Fabian przejrzał wyświetloną przeze mnie stronę z wielkimi oczami, przebiegając po tekście i oglądając wszystkie zdjęcia, które tam były (a zbyt wiele to ich nie było, ale to tak swoją drogą). Chłopak był naprawdę zaskoczony, dopiero teraz to zauważyłam i powoli zaczynałam rozumieć, że coś tu nie grało… Tylko co?
- Nie rozumiem – mruknął siatkarz, kręcąc głową. – To nie tak, Tatiana… - powiedział jeszcze, obracając się w moją stronę i spoglądając na mnie wręcz błagalnie.
- Nie musisz mi się tłumaczyć, naprawdę – powiedziałam spokojnie, nie mając zamiaru słuchać jego wyjaśnień. W tej chwili nie były mi one potrzebne do szczęścia.
- Ale chcę – zapewnił mnie. – Choć tu tak naprawdę to nie ma czego tłumaczyć, bo to co tu jest napisane, nie jest prawdą. Ani jedno słowo. To nie jest moja nowa dziewczyna. Anita po prostu jest córką przyjaciela mojego ojca. Gdy byliśmy mali nasze rodziny spędzały razem wakacje. Oni od jakiegoś czasu mieszkają w Bydgoszczy i przyszli na mój mecz, i chcieli się po nim z nami spotkać, bo naprawdę dawno się nie widzieliśmy. Ale to nic nie znaczy, Tatiana. Anita jest tylko moją znajomą, zwykłą znajomą sprzed lat – zapewnił mnie, patrząc mi prosto w oczy. – Wierzysz mi? - spytał jeszcze niepewnie.
- Wierzę – powiedziałam, bo naprawdę mu wierzyłam. Czułam, że mówi mi prawdę. Ale czy to coś zmieniało? – Dlaczego więc tu przejechałeś? Po co? – spytałam, bo wciąż nie mogłam tego zrozumieć.
- Bo chcę cię przekonać… Nie, ja chcę spróbować cię przekonać, abyś dała nam szansę – znowu zaczął swoją śpiewkę.
- Ale doskonale wiesz… - dlatego ja również postanowiłam zacząć swoją.
- Tatiana, zrobię wszystko – ten jednak mi przerwał, mówiąc pewnie i nie chcąc słuchać moich wykrętów bez wytoczenia swoich argumentów. – Naprawdę wszystko, tylko dlatego, że chcę, abyś dała nam szansę. Jedno twoje słowo, a przeniosę się do Poznania. Dla ciebie, tylko i wyłącznie.
- Co? – zrobiłam w tym momencie wielkie oczy. – Nie wiesz, co mówisz. Przecież musisz się rozwijać, twoja sportowa kariera dopiero się zaczyna, a tutaj nie ma drużyny, w której mógłbyś grać na wysokim poziomie – przypomniałam mu, bo zaczęło mi się wydawać, że o tym zapomniał.
- I tak muszę odejść z Częstochowy, mimo że gdybym mógł, to chętnie bym tam jeszcze został… Ale już w styczniu wiedziałem, że latem muszę zmienić klub… Pamiętasz? Rozmawialiśmy o tym przecież – dodał w razie, gdybym o tym zapomniała.
- Pamiętam, ale… Ale to nie zmienia faktu, że tu nie ma klubu grającego w Plus Lidze! – przypomniałam mu, bo powoli zaczynało mi się wydawać, że naprawdę postradał rozum.
- To nie jest ważne, Tatiana, najważniejsza dla mnie jesteś ty.
Jeśli wmawia sobie tak przez cały czas, to nie dziwię się mu, że zgubił gdzieś rozum. Jak się sobie coś wciąż powtarza, to zaczyna się w to na serio wierzyć. Sam wyprał sobie mózg.
- Oszalałeś! – krzyknęłam trochę dramatycznie, a trochę bezsilnie.
Nie wiedziałam już, w jaki sposób mam mu przemówić do rozsądku, który na pewno gdzieś tam ma. Przecież nie może z mojego powodu zaprzepaścić sobie kariery!
- Tak, na twoim punkcie – rzekł z szelmowskim uśmiechem.
- Nie, przestań, nie chcę tego słuchać – przerwałam mu szybko, uciszając go jednym gestem ręki. – Nigdy bym sobie nie darowała, gdybyś z mojego powodu zmarnował swój talent, który niewątpliwie masz.
- Tatiana… - zaczął.
- Nie, nie mam zamiaru już dużej słuchać twoich wykrętów! Mów mi teraz, z jakich klubów masz propozycje na przyszły sezon – zażądałam.
A widocznie zrobiłam to takim tonem, któremu Drzyzga nie umiał się przeciwstawić.
- Jest kilka przeróżnych opcji, ale chyba najbardziej konkretna wyszła z Politechniki Warszawskiej – zdradził mi po chwili zastanowienia, czy powinien to zrobić.
- A ty chciałbyś tam zagrać? – spytałam, patrząc na niego podejrzliwie.
- Dla mnie teraz jest najważniejsze, abyś była obok mnie. Mogę grać w pierwszej lidze za marne pieniądze, bylebyś… - znowu zaczął się wykręcać od odpowiedzi.
- Fabian, bez wykrętów! Odpowiedz szczerze, proszę… - ostatnie zdanie powiedziałam już spokojniej, bo powoli moje krzyki przestawały na niego działać.
- Ze sportowego punktu widzenia… to tak, chciałbym, bo naprawdę niczego by mi tam nie brakowało. Wielkie miasto, fajna drużyna, duże perspektywy na rozwój - wyliczał. - Tylko nie było by tam ciebie – dodał.
Ja uważałam podobnie. Warszawski klub się rozwija i na pewno źle by mu tam nie było. Może nawet staliby się rewelacją rozgrywek, gdyby dobrze się zgrali? Fabian więc nie powinien się dłużej nad tym zastanawiać, tylko zgodzić i podpisać ten cholerny kontrakt. Zwłaszcza, że nie może zostać w Częstochowie... Ale on woli wymyślać, snuć jakieś głupie scenariusze o swoich przenosinach do Poznania tylko dlatego, że ja tutaj mieszkam. I nawet fakt, że nie mógłby tu grać, go nie odstrasza. Muszę więc mu wybić to z głowy i to zaraz.
- Wiesz co teraz zrobisz? – spytałam więc spokojnym tonem głosu, który nie znosi jakiegokolwiek sprzeciwu. – Zadzwonisz do Warszawy, że się zgadasz. Podpiszesz kontrakt z Politechniką, a potem pojedziesz na zgrupowanie kadry – oznajmiłam mu twardo.
- Czyli nie ma żadnych szans… Tatiana, proszę, przemyśl to jeszcze raz. Ten ostatni raz – powiedział dramatycznie, powoli tracąc nadzieję.
- Poczekaj, to nie tak – przerwałam mu, nie mogąc już powstrzymać się od uśmiechu. – Zrozum, że ja potrzebuję czasu. Muszę wszystko pozałatwiać i zrobię to wtedy, gdy ty będziesz trenował pod okiem trenera Anastasiego już jako zawodnik stołecznego klubu.
- Nie rozumiem…
Fabian był nieźle zdezorientowany. Moja odpowiedź ewidentnie nie pasowała mu do moich poprzednich słów.
- A co ty myślałeś, że można tak z dnia na dzień przeprowadzić się do Warszawy? Rzucić wszystko w cholerę, spakować się i wyjechać? – powiedziałam zirytowana. – Ja tak nie potrafię. Do tego najpierw muszę zdać sesję letnią tutaj, w Poznaniu, a później zorientować się, czy będę mogła kontynuować swoją naukę na Politechnice Warszawskiej. No i poprzenosić wszystkie swoje papiery…
- Tatiana… co to znaczy? – spytał, spoglądając mi w oczy z nową nadzieją.
- Nadal nie rozumiesz? – zaśmiałam się z jego zdziwionej miny. – Podjęłam decyzję i mam nadzieję, że będziesz z niej zadowolony. Przekonałeś mnie – w końcu powiedziałam mu wszystko bez owijania w bawełnę.
- Ale jak? Czym? – wciąż był w szoku, nie bardzo rozumiejąc i dowierzając temu, co się właśnie stało.
- Byłeś w stanie zrobić dla mnie naprawdę wszystko. Zrezygnować z własnej kariery. Nie mogłam być na to obojętna – uśmiechnęłam się. – A poza tym doszłam do wniosku, że nie mogę już dłużej uciekać przed tym co do ciebie czuję. A tym bardziej pozwolić jakieś innej dziewczynie mi ciebie odebrać. Muszę więc spróbować.
- Czyli… naprawdę, przenosisz się ze mną do Warszawy? – siatkarz upewniał się, wciąż nie dowierzając.
- Ile razy mam ci powtarzać, że tak? Przecież nie mogę pozwolić, abyś zmarnował taką szansę na siatkarski rozwój. A związek na odległość nie ma zbyt wielkich szans, przecież coś na ten temat już wiemy – roześmiałam się.
Fabian wreszcie mi uwierzył. Jego twarz przestała pokazywać zdezorientowanie i niedowierzanie, a wreszcie mogłam zauważyć na niej to, czego oczekiwałam. Szczęście. Porwał mnie w swoje ramiona i ściskał tak mocno, aż pomyślałam, że zaraz mi kości połamie.
- Nawet nie wiesz, jaki jestem teraz szczęśliwy... Mogłabyś mi w nieskończoność powtarzać, że dałaś nam szansę, a mi by się to nigdy nie znudziło - powiedział w moje włosy.
Tak to jest, jak się ściska z siatkarzem, będąc niebyt wysoką osobą…
- Zanim do końca się ucieszysz, musisz wysłuchać i zgodzić się jeszcze na moje warunki – zaczęłam, wyswobadzając się z jego objęć. – A dokładnie, to mam ich dwa – dodałam.
W końcu nie może być tak pięknie, prawda?
- Tak? Jakie? – Fabiana nastrój jednak w ogóle się nie zmienił. – Spełnię wszystko, o co tylko poprosisz – zapewnił mnie.
- Nigdy w ciemno tego nie obiecuj, zwłaszcza mnie, bo może się to dla ciebie źle skończyć – ostrzegłam go ze śmiechem. – Po pierwsze, proszę cię o cierpliwość. Musisz dać mi czas. Dużo czasu. Dla mnie to wszystko nie jest takie proste, bo wciąż mam w pamięci mój związek z Marcelem. Muszę na nowo się do wszystkiego przyzwyczaić, przekonać, przełamać… - wyjaśniłam mu. - Rozumiesz? - spytałam z nadzieją.
- Oczywiście, kochanie, że rozumiem – powiedział z uśmiechem, głaszcząc mnie po głowie, jakby chcąc mnie tym uspokoić. – A ten drugi warunek? – dopytywał.
- Musisz mi wybaczyć już z góry jedną rzecz. Wiedz, że w meczach Politechniki z AZS-em będę kibicować tym drugim. AZS to mój klub od zawsze i na zawsze. Nic ani nikt tego nie zmieni, zrozum – wyjaśniłam mu. – I tak powinieneś być zadowolony, że Poznanianka postanowiła zamieszkać w znienawidzonej Warszawce i jeszcze kibicować stołecznemu klubowi – dodałam, gdyby jednak nie miał zamiaru zrozumieć mojego warunku.
Fabian jednak wcale się nim nie przejął. Roześmiał się w głos i przygarnął mnie mocno do siebie.
- Kocham cię i jestem w stanie zrobić dla ciebie dosłownie wszystko. Wybaczyć ci każdą rzecz, o jaką mnie poprosisz - odpowiedział szczerze. – A poza tym, jestem niesamowicie dumny, że mam tak wspaniałą dziewczynę, która jest ze swoim klubem na dobre i na złe.
Uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam jego słowa.
- Ja też cię kocham – powiedziałam – ale bezgranicznie ufać drugiej osobie muszę się nauczyć na nowo.
- Nie martw się, pomogę ci w tym. Razem przez to przejdziemy... – zapewnił mnie, po czym mnie pocałował.





______________________

I koniec. Tym razem miało być krótko i myślę, że było. Miała być miłosna historia i myślę, że była. A do tego skończyła się happy endem. Mam nadzieję, że zakończenie was nie zawiodło i że ogólnie historia się wam podobała. Dziękuję za wszystkie komentarze, opinie i odwiedziny na tym blogu. I przy okazji, zapraszam na moje inne opowiadania. Jestesmoimtatuazem (tu pojawił się pierwszy rozdział) oraz jak zawsze na Poznanska-Siesta.
Pozdrowienia!