środa, 26 grudnia 2012

PIERWSZE SPOTKANIE [1/2]

1 października 2011 roku.


Jak co miesiąc, tak też i dziś przyjechałam do Częstochowy, aby zobaczyć miejscowy AZS w akcji. To już stało się moją tradycją, którą zapoczątkowałam w zeszłym roku. Dzisiejszym meczem inaugurowałam rozgrywki Plus Ligi mężczyzn w sezonie 2011/12. Moi znajomi nie potrafią zrozumieć, skąd wzięła się moja miłość do biało-zielonych. Wypominają mi często, że skoro pochodzę i żyję w Poznaniu, to powinnam chodzić razem z nimi na mecze Kolejorza, a nie jeździć pociągiem i tracić pieniądze na jakąś "marną drużynę siatkarską" (to są ich słowa, nie moje). Piłka nożna jednak nigdy mnie nie kręciła tak bardzo jak siatkówka i naprawdę wolę wsiąść w pociąg, spędzić około czterech godzin w podróży i tym sposobem uciec od wielkopolskich realiów, przesiąkniętych na wskroś Lechem Poznań. Nie żeby mi to przeszkadzało, naprawdę szanuję kibiców w Poznaniu, jednak denerwują mnie te ciągłe pytania, dlaczego akurat AZS Częstochowa? A ja sama nie wiem. Poznańska drużyna obecnie nie gra w Plus Lidze mężczyzn ani kobiet i raczej nie zanosi się na to, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić, musiałam więc upatrzeć sobie jakiś inny klub niż miejscowy. Większość kibiców, zaczynających interesować się rodzimą ligą, wybiera zespoły z czuba tabeli, zwłaszcza naładowaną gwiazdami reprezentacji Skrę. Ja jednak jestem inna niż wszyscy. Pierwszy mecz Plus Ligi, który obejrzałam w telewizji, był to AZS Częstochowa kontra Skra Bełchatów właśnie w częstochowskiej Hali Polonia. Kibicowałam teoretycznie słabszym, którzy, o dziwo, wygrali, sprawiając tym sensację wszystkim kibicom i ekspertom. I jakoś tak mi zostało, że do dziś jestem kibicem Częstochowy. Teraz nie wyobrażam sobie siebie ubranej inaczej niż w barwy Akademików. Tak już mam od ponad pięciu lat.
Dotarłam dziś na halę dość wcześnie. W spokoju zajęłam swoje miejsce na trybunach, które powoli wypełniały się Częstochowianami. Przyglądając się rozgrzewce naszych siatkarzy, miałam nadzieję, że tegoroczny sezon przyniesie nam, ich kibicom, samych niezapomnianych wrażeń i że wraz z AZS-em będziemy przeżywać mnóstwo przyjemnych chwil w tym roku. Obyśmy zaczęli to już od dzisiaj, od meczu z Jastrzębskim Węglem.


*


Nie posiadałam się z radości. Wygraliśmy z Jastrzębianami 3:1, co pewnie według większości ekspertów jak i kibiców jest sporą niespodzianką na inaugurację sezonu. Dla mnie był to dobry początek tegorocznych rozgrywek ligowych, bo skoro potrafimy pokonać zespół, w składzie którego grają takie gwiazdy siatkówki jak: Zbigniew Bartman, Michał Kubiak, Michał Łasko czy Russel Holmes, to z pewnością świadczy o tym, że w tym sezonie możemy naprawdę nieźle namieszać w stawce. A przecież o to mi chodzi jako kibicowi biało-zielonych. W ogóle, o wiele lepiej wraca się do domu po wygranym meczu drużyny, której się sprzyja, niż po jej porażce. Dzisiejszą noc, którą spędzę w pociągu, będę mogła więc uznać za udaną. W tym jestem zgodna z moimi kolegami z Polibudy, którzy zawsze chcą mnie zaciągnąć ze sobą na Bułgarską - o wiele lepiej wraca się do domu z tarczą, niż na tarczy.
Wychodziłam właśnie z hali. Przy barierkach stały kolejki po autograf swojego ulubieńca, a po drugiej stronie cierpliwie rozdawali je niezmordowani siatkarze. Nie dość, że mieli za sobą około dwie godziny wysiłku, to jeszcze musieli przez kolejną godzinę cierpliwie podpisywać karteczki i robić sobie zdjęcia z nieznanymi im bliżej ludźmi. Podziwiałam ich za to. Większością w grupie stojącej po podpisy były dziewczyny w wieku gimnazjalnym. Pokręciłam przecząco głową na ten widok w geście dezaprobaty i ruszyłam przed siebie, przeciskając się przez tłum i próbując wyjść z hali. Znalazłam się jednak w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze i zostałam zabrana wraz z ludźmi, czego efektem było, że mimowolnie znalazłam się przy barierkach wśród oczekujących na autograf kibiców. Westchnęłam ciężko i postanowiłam chwilę odczekać, aż sytuacja w hali się unormuje, bo z tego miejsca nie jestem w stanie się w tej chwili wydostać.
Obserwowałam więc rozgrywające się wydarzenia, żeby zabić jakoś czas. Moją uwagę przykuł Fabian Drzyzga, próbujący niepostrzeżenie uciec swoim fankom, które w tym momencie nazwałabym raczej jego oprawczyniami. Zmierzał właśnie od wywiadu dla telewizji Polsat do szatni, jednak w połowie drogi został dostrzeżony i ucieczka ta mu się nie powiodła. Widząc jego spłoszoną minę i uciekające wciąż spojrzenie na wyjście z parkietu, zrobiło mi się go żal. Wpadł jak śliwka w kompot, nawet jakby chciał, to z tego miejsca nie ma drogi ucieczki. Moje dobre serce nie mogło ze spokojem patrzeć na rozgrywającą się właśnie scenę i powzięło decyzję o udzieleniu mu pomocy. Zaczęłam przeciskać się przez tłum, rozpychając łokciami, aby szybciej móc dotrzeć do Fabiana, zanim ten zostanie przytłoczony przez nacierające na niego z każdej strony fanki. Aż nie sądziłam, że potrafię się tak umiejętnie odnaleźć wśród tylu ludzi i nie zostać przez nich zgniecioną! Zawsze w miejscach, gdzie trzeba się było wciskać, wyręczałam się innymi, bądź rezygnowałam i wchodziłam na końcu, nie umiejąc sobie poradzić w tłumie. A tu proszę, jednak dałam sobie radę! Nie wiem czym było spowodowane to, że Fabian nagle stał się takim obiektem napadu tzw. „hotek”. Przecież nie gra w AZS-ie po raz pierwszy, można więc go spotkać tutaj bardzo często. I nagle mnie oświeciło. Przypomniałam sobie, że jakieś dwa tygodnie temu na ciacha.net (tak, czasami i ja tam wejdę, żeby dowiedzieć się co nowego w życiu sportowców), ogłoszono wszem i wobec, że Fabian rozstał się ze swoją dotychczasową dziewczyną. Stąd zrozumiałe jest to nagłe zainteresowanie jego osobą tłumem dziewczyn, chcących ją zapewne zastąpić u jego boku.
Dostałam się pod barierki z niemałym trudem, jednak bez większego uszczerbku na zdrowiu. To był zdecydowanie mój sukces. Byłam blisko Fabiana i postanowiłam zacząć działać szybko, zanim ten załamie się do reszty dzisiejszym rozwojem sytuacji. Kiedy jego wzrok akurat spotkał się z moim, poruszyłam wyraźnie wargami, by mógł mnie zrozumieć (dobrze, że umiem przekazywać informacje bez wydobycia głosu z gardła), mówiąc: "Pomogę ci się stąd wydostać". On skinął tylko lekko głową, aby nikt tego nie zauważył, mimo że nie do końca wiedział jak mam zamiar to zrobić. Szczerze mówiąc, ja też nie miałam pojęcia, ale nagle do głowy przyszedł mi tylko jeden pomysł. Może nie najlepszy, ale sądzę, że skuteczny. Fabian w międzyczasie, gdy ja się zastanawiałam co począć, podszedł do mnie. Trudno się temu dziwić, skoro zobaczył światełko w tunelu, mimowolnie się do niego zbliżył. A ja zaczęłam grać.
- Kochanie, długo jeszcze? - powiedziałam lekko znudzonym głosem na tyle głośno, aby fanki obok dobrze mnie usłyszały. Do reszty dotrze to pocztą pantoflową szybciej, niż się człowiek spodziewa, mogę być o to spokojna.
Fabian był równie zszokowany tym co powiedziałam, jak wszystkie zgromadzone dookoła mnie osoby. Modliłam się tylko w duchu, aby też włączył się do tej gry, ale ten nie robił nic, co miałoby nam w tej chwili pomóc. Na szczęście, stał tak blisko mnie, że moje słowa usłyszał tylko on, gdy wyciągnęłam się jak długa przez barierkę.
- Pomóż mi, bo inaczej zostaniemy przez nie zjedzeni - syknęłam.
Fabian otrząsnął się od razu, jakbym uderzyła go w twarz i słodko uśmiechnął się w moim kierunku.
- Nie, kicia, jeszcze chwilka - powiedział, całując mnie w policzek.
Mimowolnie uśmiechnęłam się do niego, gdy wykonał ten gest. Chciałam jakoś wydostać się stamtąd, gdy Fabian podpisywał kolejną kartkę. Zostałam jednak okrążona przez rozwścieczone dziewczyny, jakby to była moja wina, że Fabian się we mnie zakochał. Pff.
- Ty! Jak mogłaś? - jedna z nich syknęła, celując we mnie palcem zakończonym różowym tipsem, jakby chciała mi nim wydrapać oczy. To się nie mieściło w mojej głowie, że matki pozwalają robić takie rzeczy z paznokciami swoich córek w tym wieku!
Zamrugałam kilkakrotnie i obejrzałam się ze strachem na Fabiana, oczekując teraz jego pomocy, bo one wyglądały potwornie. Mimo że było ode mnie sporo niższe i mniej doświadczone, bałam się ich. Naprawdę. Było ich więcej i były zdeterminowane. Drzyzga jednak nie widział mojego spojrzenia przepełnionego przerażeniem. Mógłby mi się odwdzięczyć za pomoc, no!
- Zostaw go! - usłyszałam od innej.
- On jest nasz, rozumiesz to, czy nie?!
Kolejna również chciała coś powiedzieć, jednak coś ważnego musiało się wydarzyć za moimi plecami, bo wyraz na twarzach dziewczynek, stojących przede mną, gwałtownie uległ zmianie. Nie dałam się jednak zwieść ich minom niewiniątek, bo to były tylko pozory. Gdy zastanawiałam się nad tym co wywołało u nich taką reakcję, ktoś złapał mnie w pasie. Od tył. Mimowolnie się wzdrygnęłam, bo ta scena wyjęta była niczym z horroru. Przede mną stały młode zombie, a za mną zapewne jest ich matka, która będzie chciała mnie pożreć, aby później podzielić resztki mojego ciała między swoje młode. Od razu zaczęłam żałować, że się w to wplątałam...
- Przestraszyłem cię? Przepraszam, nie chciałem - to był Fabian, ku mojej wielkiej uldze, tak trudnej do opisania w tamtej chwili.
Chyba muszę przestać oglądać z kumplami horrory po nocach, bo wyobraźnie mam już nieźle spaczoną przez nie.
- Nic się nie stało - odrzekłam mu z uśmiechem, gdy tylko obróciłam się na pięcie, by móc stać z nim twarzą w twarz..
- To dobrze. A teraz złap się mojej szyi, wyjdziemy przez szatnię, będzie szybciej - powiedział szeptem, aby nikt oprócz mnie tego nie usłyszał.
Chciałam mu powiedzieć, że to jest raczej niemożliwe, ale jego naglący wzrok i świadomość co mnie może czekać, jeśli wyjdę głównym wyjściem samotnie, przekonała mnie do jego sposobu na ucieczkę stąd. Złapałam się więc jego szyi, a ten objął mnie w pasie i przeniósł z lekkością nad barierkami, jakbym ważyła tyle co nic. Po chwili stałam już obok niego. Fabian natomiast pomachał ochronie, uśmiechając się w ich kierunku, chcąc im tym pokazać, że wszystko jest w porządku, a ja nie jestem jakąś jego nachalną fanką, która zmusiła go do tego czynu. Podpisał jeszcze jedną karteczkę, którą ktoś podstawił mu pod nos z błagalnym wzrokiem, po czym przepraszając wszystkich uprzejmie, złapał mnie za rękę i ruszył w stronę szatni przy akompaniamencie zdziwionych spojrzeń siatkarzy, zgromadzonych jeszcze na parkiecie i prychających wściekle "hotek".
Gdy oddaliliśmy się na właściwą odległość, aby nikt nas nie mógł usłyszeć, Fabian objął mnie w pasie (wciąż byliśmy w zasięgu wzroku zainteresowanych) i powiedział:
- Dzięki wielkie. Bez ciebie pewnie stałbym tam jeszcze z godzinę. Albo i dłużej.
- Nie ma sprawy. A ja dziękuję, że mnie tu wyprowadzasz, bo inaczej nie dojechałabym do domu w jednym kawałku.
Drzyzga uśmiechnął się.
- No, muszę przyznać, że naprawdę nieźle się wpakowałaś - zaśmiał się. Szturchnęłam go w ramię za te słowa. - Ale nie, naprawdę dzięki. Odważna jesteś. Nikt by się dla mnie tak nie naraził, nawet z moich znajomych. Bo one doskonale wiedzą, jak to wszystko wygląda...
- Sama nie wiem, co mi do głowy strzeliło - mruknęłam, zastanawiając się na głos nad tym przez dłuższą chwilę. - Zanim dobrze pomyślałam, już byłam w tym przedstawieniu. Ale gdybyś mi nie pomógł, byłabym trupem.
- Na początku nie wiedziałem o co ci chodzi, ale dobrze, że doprowadziłaś mnie do ładu - powiedział, gdy weszliśmy już do tunelu.
Odetchnęłam z ulgą. Wreszcie mogłam przestać grać. Pojawił się jednak inny problem. Nie wiedziałam, jak się stąd wydostać. Nigdy nie było okazji, aby pojawić się w tych rejonach hali. Ba, nie myślałam nawet, że kiedykolwiek uda mi się zwiedzić te strony Polonii. I to w towarzystwie jednego z zawodników naszego klubu.
- Poczekaj tu na mnie, ja tylko wezmę szybki prysznic i odwiozę cię do domu - powiedział Fabian, wyrywając mnie z zamyślenia. Wskazałam mi ręką na fotele umieszczone w głębi holu, pewnie po to, abym na jednym z nich usiadła i na niego zaczekała.
- Nie trzeba - uśmiechnęłam się. - Powiedz mi tylko jak się stąd wydostać, a sobie poradzę - mówiłam, rozglądając się dookoła i szukając drogi do wyjścia. Przecież gdzieś musi być...
- Nie ma mowy, moja droga - powiedział, jakby trochę rozgniewany moim oporem. - Po pierwsze: one nas zjedzą, jeśli wyjdziemy stąd oddzielnie, a po drugie: jestem ci winien co najmniej kawę za tą przysługę - upierał się przy swoim.
- Daj spokój... - machnęłam lekceważąco ręką, bo dla mnie to naprawdę nie było nic wielkiego.
- Nie daj się prosić. Zaczekaj na mnie pół godziny, góra godzinkę, później wypijesz ze mną jedną, małą kawę i będziesz mnie miała już z głowy. A ja będę miał czyste sumienie - nie dość, że mówił to słodkim głosikiem, to jeszcze zrobił oczka a la kot ze "Shreka".
Zgodziłam się, bo co miałam zrobić, skoro mnie tak ładnie prosił? Nie umiałam mu odmówić. Poza tym nie chciałam, aby ktokolwiek miał przeze mnie nieczyste sumienie. A chyba kawa z Fabianem Drzyzgą nie jest złą perspektywą na spędzenie tego wieczoru, zwłaszcza, gdy jest się jego domniemaną nową dziewczyną? Rozsiadłam się więc w jednym z foteli w korytarzu z zamiarem zaczekania na niego, tak jak mu obiecałam. Dookoła mnie przewijali się różni ludzie, począwszy od pracowników dbających o stan hali, ochroniarzy, poprzez członków sztabów szkoleniowych zespołów rozgrywających dzisiejszy mecz, członków zarządu AZS-u, a skończywszy na siatkarzach obydwóch drużyn. Mało kto jednak zwracał na mnie uwagę. A jeśli już ktoś spojrzał, to uśmiechał się i szedł dalej. Wyglądało to tak, jakbym nie siedziała tutaj po raz pierwszy, jakby wszyscy dobrze mnie znali. Dla mnie było to dosyć dziwne zachowanie, ale widocznie dla nich stało to na porządku dziennym. Nie wiedziałam co się tak naprawdę dzieje dookoła mnie, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zaczęłam rozwiązywać Sudoku dla zabicia czasu i poprawienia swojej koncentracji. Po chwili usłyszałam w oddali skrzypienie drzwi i czyjś głos:
- Fabian, nie blefuj, przecież wszyscy dobrze wiemy, że nikogo nie masz, tylko znów próbujesz się wymigać od wspólnego wyjścia. Przestałbyś się zaszywać w domu, tylko wyszedł do ludzi i kogoś poznał. Ile czasu można opłakiwać jedną dziewczynę?
Podniosłam wzrok znad ekranu komórki i ujrzałam jak Drzyzga rozmawia z Sobalą przy wyjściu z szatni, a raczej jak próbuje się mu od czegoś wymigać.
- Wojtek, nie kłamię. Jestem umówiony - rzekł spokojnie Fabian, jakby był już przyzwyczajony do zarzutów ze strony kolegi i sugestywnie wskazał głową na miejsce, na którym siedziałam.
Sobala spojrzał na chwilę w korytarz, aby znów przenieść wzrok na młodego Drzyzgę. Po chwili jednak wrócił do przyglądania się mi z dość zaskoczoną miną. Widocznie nie spodziewał się, że Fabian mówi prawdę...
- Och... stary, przepraszam - powiedział już ciszej, jakby nagle się zorientował, że jego słowa odbijają się po całym korytarzu i że mogę je usłyszeć. - A jak ma na imię owa dama? - spytał, wciąż mi się przyglądając z oddali i zapewne sadząc, że teraz go już nie słyszę.
Dobrze, że Sobala wciąż mi się przyglądał, bo dzięki temu nie zauważył zakłopotania, które pojawiło się na twarzy Fabiana. Drzyzga nie wiedział, co ma mu odpowiedzieć. Przecież nie znał mojego imienia, bo nie zdążyłam się mu jeszcze przedstawić. Musiałam więc po raz kolejny dzisiejszego dnia go ratować, dlatego szybko podniosłam tyłek z fotela, schowałam telefon do kieszeni i z uśmiechem podeszłam do nich. Wyciągnęłam rękę w stronę Sobali i powiedziałam:
- Tatiana, ale wszyscy mówią na mnie Siwa.
Ten uśmiechnął się do mnie i uścisnął delikatnie moją dłoń.
- Wojtek, Wojtek Sobala.
- Miło mi. To co Fabian, idziemy już? - spytałam, bo miałam na dziś już dość dziwnych spotkań i udawania jego domniemanej dziewczyny. Ale jak już powiedziało się A, to trzeba rzec również i B. Nie można się wycofać w takim momencie.
Fabian chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu Wojtek:
- A może pójdziecie z nami do klubu, co? Poznamy się lepiej… - Sobala zaczął być dla mnie dziwnie miły, co mi się niezbyt spodobało. W końcu obok mnie stoi mój chłopak, no bez kitu!
Spojrzałam spłoszona na Drzyzgę, nie wiedząc do końca co się dzieje.
- Wojtek, kiedy indziej, dobrze? - powiedział rozgrywający, a ja szybko przyznałam mu rację, aby tylko jak najszybciej się go pozbyć i stąd uciec.
Widziałam, że środkowy Akademików nadal chce nas przekonywać do wspólnego wyjścia, ale przerwała mu w tym dość głośna rozmowa, odbijająca się od ścian korytarza.
- No, mówię ci, Fabian szedł z jakąś dziewczyną! - krzyknął ktoś. Założę się, że właśnie wszedł z boiska do holu i że tym kimś był siatkarz.
- Nie gadaj! Przecież jeszcze wczoraj mi mówił, że nie ma ochoty na nowy związek - a to zapewne był drugi zainteresowany.
Spojrzałam na Fabiana, który gdy tylko usłyszał te słowa, totalnie się speszył. Ta sytuacja pewnie nieźle go krępowała. Uśmiechnęłam się więc do niego pokrzepiająco i ścisnęłam go za rękę, chcac mu dodać otuchy i pokazać, aby się tym nie przejmował. Czekałam, kto wyłoni się zza zakrętu. Okazało się, że był to Łukasz Wiśniewski i Michał Kamiński, a więc mój zmysł detektywistyczny mnie nie mylił. Siatkarze trwali zawzięcie w rozmowie, tak bardzo, że w ogóle nas nie zauważyli. Faceci to jednak są gorsi plotkarze od kobiet.
- Myślisz, że kłamię? - spytał oburzony Kamiński.
- Skąd mogę wiedzieć, co ci tam po głowie chodzi? - zaśmiał się Wiśnia.
W tym momencie Wojtek Sobala chrząknął znacząco i tak skutecznie, że ta dwójka spojrzała wreszcie na nas i zamarła w pół kroku.
- To ona! - wyrwało się jeszcze Michałowi. Po chwili atakujący zakrył sobie usta dłonią, ale było już na to zdecydowanie za późno.
- Tak, to ja - skwitowałam spokojnie jego stwierdzenie.
To jeszcze bardziej ich zakłopotało. Sobala, słysząc moją odpowiedź, wybuchnął  niepohamowanym śmiechem. Chyba nie spodziewał się po mnie takiej reakcji. Natomiast Fabian, na szczęście, trochę się rozluźnił. Uśmiechnęłam się niewyraźnie i szepnęłam mu do ucha, chcąc jeszcze bardziej rozładować napięcie, które powstało:
- Oni też nas zjedzą, jeśli dalej będziemy się bawić w związek?
Drzyzga nie mógł powstrzymać się od śmiechu ku zdziwieniu naszych towarzyszy, nic nie rozumiejących z jego zachowania. Po chwili objął mnie ramieniem, już wyraźnie rozluźniony i powiedział:
- Łukasz, Michał, to Tatiana - wskazał na mnie - Tatiana, to Łukasz i Michał. A teraz wybaczcie panowie, ale obiecałem Siwej kawę po meczu, więc was w tej chwili opuścimy. I tak już dziś zbyt długo na mnie czekała...
I zanim chłopcy zorientowali się co się dzieje, nas już obok nich nie było. Zmyliśmy się stamtąd tak szybko, aby nikt nie chciał i nie miał szansy nas zatrzymać.



 ciąg dalszy nastąpi...




_______________________________

Opowiadanie z serii: "Niemożliwe? A jednak!" czas zacząć.
Nie wiem co mam myśleć o tym, co jest napisane powyżej. Ocenę pozostawiam więc w Waszych rękach, także dłonie na klawiaturę i stukajcie w nią. Piszcie, czy jest w porządku, czy może nie, co byście zmienili i... co tylko Wam jeszcze do głowy przyjdzie. Może uważacie, że powinnam sobie dać spokój z tą historią? Jestem otwarta na każdą opinię.
Przypominam, że druga część pierwszego spotkania Tatiany i Fabiana pojawi się ZA TYDZIEŃ, tak jak się umawialiśmy na początku. 


Szczęśliwego Nowego Roku! Niech 2013 obfituje w siatkarskie sukcesy! A wszystkim wiernym kibicom AZS-u życzę tylu zwycięstw, ilu porażek doznaliśmy w tym sezonie ;)

2 komentarze:

  1. No, suuupeerrr! Szanowna_L, wiesz, że jestem Twoją wierną fanką i nieskończoną entuzjastką Twojej twórczości, nic więc dziwnego w tym, iż wiatr przywiał mnie również na tę stronę :D Mnie się tam osobiście bardzo, ale to bardzo tutaj podoba i już teraz zaklepuję sobie miejsce siedzące w oczekiwaniu na kolejny rozdział! ;D
    A teraz do rzeczy (bo jednak ładniej wracać do polskich rzeczy niż do francuskich baranów :DD): intryga Siwej pełen wypas! <3 Mimowolnie skojarzyło mi się jej zagranie z cyrkiem, jaki Edith wykonała przed ludźmi z OESV i cieciem w momencie, gdy razem z Lu przyszły zajumać taśmy z dowodami do obdrapanego klubu.. Pamiętasz? ;D Różnica jest między innymi w tym, że u mnie było jakby bardziej wesoło, natomiast u Ciebie scysja Tatiany z hotkami mogła dla tej pierwszej zakończyć się szramami na ciele (o ile z hipotetycznej potyczki zostałoby głównej bohaterce jakieś ciało)... Wiadomo wszak powszechnie, choćby ze słyszenia, jakie dzisiejsze małolaty potrafią być dożarte. Co dopiero mówić o dziewczynach nakręconych na siatkarzy niczym pasma włosów na lokówkę! Zgroza! Jestem pełna podziwu dla Siwej za szybki pomyślunek i umiejętności aktorskie. No i punkt dla Fabiana - on i Pauli jak nic mogliby zgrać szyki w celu założenia jakiejś szkoły dla utalentowanych w zakresie natychmiastowego udawactwa sportowców ;D Siatkarze też są dla mnie jak najbardziej pozytywnymi bohaterami – w aspekcie wspólnego zgrania są jak Lechici ;D Wracając jeszcze na moment do wiodącej postaci męskiej, to muszę powiedzieć, że Drzyzga ma klasę (a nawet dwie :D). Okazał się dość szarmancki i pełen galanterii; jest przy tym ogarnięty i umie się odnaleźć w sytuacjach, które wymagają zdecydowanych działań albo, innymi słowami, podejmowania ryzyka. Siwa też mi przypadła do gustu – jako indywidualistka siatkarska w piłkarskim świecie, jako barwna postać nie bojąca się wyzwań i skłonna co określony czas bulić PKP drakońskie sumy (mimo iż za bilety studenckie ;D), żeby dojechać do Częstochowy, a później wrócić do domku. Jestem naprawdę i akredytowanie zachwycona tym blogiem! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
    Rozpieszczaj dalej, ja jestem jak najbardziej ZA! :D
    Pozdrowienia serdeczne z Beskidu Żywieckiego! cmok! cmok!

    OdpowiedzUsuń
  2. konkretny komentarz, haaah... ale co się będę szczypać! ;D

    OdpowiedzUsuń