Gdy
tylko wyszliśmy z holu Hali Polonia, oboje w tym samym momencie dostaliśmy napadu śmiechu.
- I oni się nie skapnęli, że to wszystko jest fikcją - mruknęłam w trakcie pauzy, w
której brałam wdech, by znowu móc się zaśmiać.
-
A dlaczego mieliby? Przecież jesteśmy świetnymi aktorami - powiedział równie roześmiany co ja Fabian,
przybijając ze mną piątkę.
Prowadził
mnie w kierunku parkingu, na którym miał zaparkowany samochód, abyśmy nim mogli dotrzeć do podobno
najlepszej kawiarni w mieście. Tak przynajmniej zapewniał mnie Fabian, a ja w tej kwestii nie miałam zamiaru się z nim sprzeczać.
-
Chociażby dlatego, że mam na sobie koszulkę Dawida Murka, a nie twoją -
powiedziałam, orientując się w tym dopiero teraz.
-
Powinienem być zazdrosny? - spytał szeroko uśmiechnięty Fabian, poruszając charakterystycznie
brwiami.
-
Jeżeli zazdrość zżera cię na myśl o moim idolu od czasów dzieciństwa to... tak,
powinieneś - odpowiedziałam całkiem poważnie.
-
Mogłaś mi powiedzieć, poznałbym cię z nim - rozgrywający odpowiedział mi całkiem serio.
Aż
zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy usłyszałam jego słowa. To było bardzo miłe, że Fabian chciał zrobić
coś tak wiele znaczącego dla mnie, dla dopiero co poznanej dziewczyny.
-
Nie trzeba - zapewniłam go jednak szybko, aby przypadkiem nie strzeliło mu do głowy, by się wrócić do Hali. Na dziś miałam już dość spotkań z siatkarzami. - Wystarczy, że mogę go od czasu do czasu
obejrzeć na żywo - dodałam.
-
Jak chcesz - mruknął Drzyzga, wzruszając ramionami - ale jakbyś zmieniła zdanie, to pamiętaj o mojej propozycji.
Pokiwałam twierdząco
głową, aby miał pewność, że zapamiętam sobie jego zapewnienie, mimo że szczerze powątpiewałam w to, abym
kiedykolwiek jeszcze miała się zobaczyć z Fabianem.
-
A teraz, skoro jesteś już moją dziewczyną, będę musiał ci sprezentować moją
koszulkę, aby już nigdy więcej nie było takich niedomówień - powiedział po krótkim
namyśle siatkarz z szerokim uśmiechem na ustach.
Pokręciłam
przecząco głową, śmiejąc się.
-
No widzisz, posiadanie dziewczyny jest równoznaczne z kosztami - śmiałam się
dalej. - A oni zawsze tak plotkują? - spytałam go po chwili, gdy już się trochę uspokoiłam. Mówiąc "oni" miałam oczywiście na myśli resztę AZS-iaków.
-
Czasem jest jeszcze gorzej... - odpowiedział mi rozgrywający, choć bardziej można to zakwalifikować do zdegustowanego mruknięcia pod nosem.
- Przez twój ton głosu mam rozumieć, że ty nie bierzesz w tym udziału? - podpuszczałam go, przyglądając mu się uważnie.
-
Ja to co innego, moja droga - zaśmiał się Fabian, w międzyczasie otwierając przede mną drzwi do swojego samochodu od
strony pasażera. - Potrafię uszanować prywatność innych - oznajmił poważnie.
Kiedy wsiadłam do środka jego sportowego Audi, Fabian zamknął za mną drzwi, jak na prawdziwego dżentelmena przystało. Zanim jeszcze
obszedł samochód, zdążył wyczytać z ruchu moich warg "cieszę się", co było moją odpowiedzią na jego ostatnio wypowiedziane zdanie na temat szanowania prywatności innych ludzi. Po chwili
chłopak zasiadł za kierownicą, odpalił samochód, dzięki czemu wyjeżdżaliśmy z terenu Polonii, kierując się w stronę miasta.
-
Wiesz, mam już dosyć ratowania ci tyłka na dziś - mruknęłam, rozsiadając się wygodnie na miejscu pasażera w samochodzie. - Nie spodziewałam
się, że jest to takie męczące… - mruknęłam, po czym zaczęłam udawać ziewanie.
Fabian
się roześmiał, orientując się w mojej grze aktorskiej. Doskonale wiedział, że w tej chwili tylko go podpuszczam, a nie mówię tego na serio.
-
Po dzisiejszej akcji, będę miał nieźle przerąbane przez najbliższe dni –
mruknął po chwili ciszy, która nastała w środku auta. - U fanek, u kolegów i u ojca, który pewnie też nas dzisiaj widział jak szliśmy przez parkiet.
-
Czyli zamiast ci pomóc, to ci zaszkodziłam? - zmartwiłam się, przestając być już tak wyluzowaną.
-
Coś ty, bardzo lubię ich oszukiwać - zaśmiał się rozgrywający. - A ich dzisiejsze miny rekompensują
mi wszystkie pytania, przez które będę musiał w najbliższym czasie przebrnąć. O, to tutaj - ożywił się nagle.
Drzyzga zaparkował auto na pobliskim parkingu, po czym wysiedliśmy z samochodu. Tak zachwalana przez niego kawiarnia nie znajdowała się specjalnie daleko od hali, co można było
wywnioskować z tego jak mało czasu spędziliśmy w aucie. Spokojnie mogliśmy
dojść tutaj pieszo, zajęłoby nam to w najgorszym wypadku kilkanaście minut. Ale skąd ja to mogłam wiedzieć? Nie znam Częstochowy zbyt dobrze, poz tym nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy. Gdybym wiedziała, to bym poprosiła Fabiana, abyśmy się przespacerowali. Choć z drugiej strony, spacer z rozpoznawalnym siatkarzem może nie być zbytnio bezpieczny dla jego "dziewczyny". Może dlatego jechaliśmy samochodem? może Fabian wolał dmuchać na zimne? Może to i dobrze, choć mimo tego ja nadal bardzo lubię wieczorne spacery. No trudno, nie tym to następnym razem się przejdziemy. Zaraz, zaraz,
Tatiana, weź się ogarnij! Następnego razu przecież nie będzie...
Ocknęłam
się z zamyślenia dopiero wtedy, gdy skrzypnęły drzwi kawiarni, które Fabian otworzył przede mną, by po
chwili mnie w nich przepuścić. Znów zachował się jak dżentelmen. Nawet nie zauważyłam, jak i kiedy pokonaliśmy ten kawałek z parkingu do drzwi. Ale to nieważne. Siatkarz wybrał dość odległy kąt urządzonego w dobrym guście lokalu. Nie musiałam się pytać Fabiana, dlaczego siadamy na uboczu pomieszczenia. Domyślałam się, że
to kolejna zagrywka, którą stosował w ramach "bezpieczeństwa". Zorientowałam się również, że siatkarz musi tutaj często bywać i że jest ulubieńcem tutejszych kelnerek. Ale dlaczego ja się temu dziwię? Przecież to taka partia! I jeszcze od niedawna do wzięcia! Dlatego wyraźnie nie spodobało się im, że młody
rozgrywający dzisiaj nie przyszedł tutaj sam, tylko z dziewczyną. A mnie, szczerze mówiąc, coraz
bardziej bawiła rola jego lubej, mimo że chyba naturalną reakcją, jaką powinnam
odczuwać w tej chwili, powinien być strach.
-
To co polecasz? - spytałam Fabiana, gdy tylko usiedliśmy na swoich miejscach.
-
Nigdy tu nie byłaś? - siatkarz wyraźnie się zdziwił.
-
Niestety nie - odpowiedziałam.
Nie
chciałam mu za wiele o sobie mówić, bo po co, skoro i tak już się więcej nie
zobaczymy? To jest jeden jedyny raz, bardzo miły zresztą, jednak wątpię, abym już
kiedykolwiek miała na niego wpaść, gdy będę w Częstochowie. Prędzej to ja go zobaczę z trybun, niż on mnie.
-
Polecam szarlotkę i espresso - odpowiedział Fabian, czym wyrwał mnie z
zamyślenia, w które znowu niepotrzebnie popadałam.
-
To poproszę - zwróciłam się do kelnerki, która zdążyła się pojawić w
międzyczasie obok nas. Nie zauważyłam jej, pewnie przez to, że po raz kolejny dzisiejszego wieczoru błądziłam we
własnych myślach. Muszę przestać to robić, bo jak tak dalej pójdzie, to jeszcze umknie mi coś naprawdę ważnego.
-
Dla mnie to samo - odrzekł mój towarzysz, uśmiechając się.
Ku
niezadowoleniu kelnerki, nie do niej, a do mnie. Dziewczyna zapisała zamówienie na skrawku kartki, po czym odeszła z dość
markotną miną. Była wyraźnie zawiedziona, bo podczas jej pobytu przy naszym stoliku, Drzyzga nie uraczył
jej nawet krótkim spojrzeniem. Aż mi się jej trochę żal zrobiło, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, jak
wielkie starania poczyniła przed przyjściem tutaj i jak musiała się natrudzić,
aby to właśnie ona mogła wziąć nasze zamówienie, a nie jej równie skore do pracy koleżanki.
-
Jesteś tu stałym bywalcem? - spytałam rozgrywającego, gdy tylko zostaliśmy sami, chcąc upewnić się w
swoich przypuszczeniach.
-
Czasami przychodzę tutaj z rodzicami na niedzielną kawę, czasem sam, gdy mam na to ochotę. W
końcu, blisko tu od hali, można się na chwilkę wyrwać. Nigdy jednak jeszcze nie byłem tutaj z jakąś dziewczyną -
uśmiechnął się do mnie, wyjaśniając mi to.
Aż
poczułam się zaszczycona, że dla mnie postanowił zrobić wyjątek. Dlatego
odwzajemniłam jego uśmiech.
-
Och, teraz rozumiem. Stąd te mordercze spojrzenia w moim kierunku ze strony
kelnerek - powiedziałam najpoważniejszym tonem, na jaki w tej chwili było mnie stać. - Chyba nie zostanę ich ulubienicą. Ba, jeszcze trochę, a nie będę się mogła już nigdy więcej pokazać
w Częstochowie, bo kiedyś naprawdę zostanę połknięta żywcem przez twoje zazdrosne
fanki - zaśmiałam się.
Fabianowi
jednak nie było do śmiechu, co mnie zdziwiło, bo do tej pory siatkarz wydawał mi się być
nadzwyczaj pogodnym człowiekiem, który do tego nieźle potrafi żartować sobie z własnej sytuacji, w
jakiej stawiało go bycie siatkarzem, uwielbianym przez tyle kobiet.
-
Powiedziałam coś nie tak? - spytałam zmartwiona, widząc jego niemrawą minę.
-
Nie, po prostu... Słyszałaś pewnie, że nie tak dawno rozstałem się z
dziewczyną... - mówił, bawiąc się łyżeczką w cukrze, bo do tej pory jeszcze nie dostaliśmy
naszego zamówienia.
-
Coś tam dzisiaj twoi koledzy mówili - szepnęłam, nie chcąc się przyznawać mu,
że wiedziałam o tym wcześniej. Jeszcze by pomyślał, że jestem taka jak inne, i
że mu "pomogłam" tylko dlatego, aby go poznać. A to nie była prawda.
-
No właśnie... - pokiwał głową. - Byłem z Gosią dość długo i było nam razem dobrze,
wiesz... Przynajmniej tak wtedy mi się wydawało. Myślałem, że jakoś dajemy sobie radę z siatkówką i tym wszystkim, co
przez to dzieje się dookoła nas. Ale ona jednak nie dawała... - zakończył
markotnie, wciąż mieszając cukier w cukierniczce.
-
Rozstaliście się przez twoje fanki? - spytałam zdziwiona.
Fabian
smutno pokiwał głową, co miało potwierdzić moje przypuszczenia. Zrobiło mi się go szkoda. Przecież to nie jest jego wina, że jest tak
uwielbiany przez płeć przeciwną. On przecież tylko chce grać w siatkówkę, a że z tym wiążą się takie sytuacje... trudno się mówi. On nie
ma na to wpływu, choćby nie wiem jak chciał, nic nie może na to poradzić. Przecież gdyby ta dziewczyna go naprawdę kochała, to by sobie
z tym wszystkim jakoś poradziła. Takie jest moje zdanie, którego oczywiście nie omieszkałam mu powiedzieć.
-
Przecież ta Gosia, tak? - Fabian przytaknął mi prawie niezauważalnie, ale nawet
nie musiał, bo tak naprawdę nie o to chodziło. - Przecież ona doskonale
wiedziała w co się pakuje, chcąc być z tobą. I mimo tego brała cię takiego, jakim
jesteś, co robisz w życiu i co się z tym wiąże. Jeśli była z tobą, to nie tylko dla tych dobrych rzeczy, ale również wtedy, gdy pojawiają się problemy. Prawdziwe uczucie powinno przetrwać wszystko,
takie jest przynajmniej moje zdanie. W końcu ja też wiedziałam, że dzisiejszą akcją nie będę
tutaj mile widziana, choć może nie wyobrażałam sobie, że aż na taką skalę, ale jednak
się czegoś takiego spodziewałam i... nawet tego nie żałuję. Cieszę się, że mogłam ci
pomóc. Więc skoro ja, nieznajoma ci osoba, potrafię sobie poradzić z twoją sławą, to chyba twoja dziewczyna również powinna sobie z tym poradzić - uśmiechnęłam się w jego kierunku.
Trochę
głupio mi było, że zaraz po wywodzie na temat uczucia, wspomniałam o sobie. Mogło to trochę zabrzmieć, jakbym tym chciała mu coś zasugerować... Fabian jednak się chyba nie zorientował w tej gafie, którą popełniłam, na moje
szczęście.
-
Naprawdę? Nie przeszkadza ci to? - spytał zdziwiony, ale i jakby ucieszony moimi słowami.
-
Wiadomo, że jest to dosyć… hm… uciążliwe, ale nie. Przecież chyba nie to
jest najważniejsze w związku - wyjaśniłam mu.
Fabian
wyraźnie się rozpromienił. Chyba wrócił mu dobry humor.
-
Gdzieś ty była całe moje życie?! - roześmiał się, wykrzykując to zdanie
prawie na całą kawiarnię, dość pustą w tej chwili.
-
Czekałam w wysokiej wieży na rycerza, który mnie uwolni, a ten, zamiast
walczyć o mnie ze złym smokiem, wybrał boisko z rozpostartą na środku siatką i Mikasę - zaśmiałam się.
-
Ale teraz jestem do twoich usług, o pani - powiedział roześmiany. Gdyby stał, a nie siedział, to mogę się założyć, że skłoniłby mi się w tej chwili w pas.
Jeśli mam być szczera, to o wiele
lepiej mi się rozmawiało z uśmiechniętym Fabianem, niż z przygnębionym. Był
wtedy lepszym kompanem. W momencie, w którym dochodziłam do takich wniosków, dostaliśmy nasze zamówienie. Przymilająca się do Fabiana niczym niezrażona kelnerka była naprawdę niemożliwa,
ale jej sztuczki wcale na niego nie działały i po dłuższej chwili musiała sobie
odpuścić, widząc, że na nic to się zda.
-
Powiedz mi coś o sobie - poprosił mnie nagle Drzyzga.
-
A co chciałbyś wiedzieć? - wiedziałam, że nieładnie jest odpowiadać pytaniem na
pytanie, ale nie mogłam się przed tym powstrzymać.
-
Na przykład, co robisz w życiu? - podsunął mi podpowiedź.
-
Studiuję budownictwo.
-
Tylko tyle? Na pewno masz mi coś więcej do powiedzenia - zachęcał mnie z
uśmiechem na ustach.
-
A mam - odwzajemniłam go. - Na przykład to, że jem właśnie najlepszą szarlotkę
w swoim życiu. Nawet moja babcia tak dobrej nie piecze, choć raczej jej tego
nie powtórzę, bo nigdy więcej już nie będę się mogła w domu pokazać, bo zostałabym przez nią wyklęta na wieki, jako ta niewdzięczna wnuczka - zaśmiałam się.
-
Widzisz, mówiłem - rozpromienił się rozgrywający. - Ale nie zmieniaj tematu - pogroził mi po
chwili palcem.
-
A po co ci to wiedzieć? - spytałam go. - Dlaczego cię interesuję?
-
W końcu powinienem wiedzieć coś więcej o swojej dziewczynie - Fabian zachichotał
niczym nastolatka. - A tak naprawdę, to muszę przyznać, że mnie zaintrygowałaś. Nikt nigdy nie
pomógł mi bezinteresownie...
- Ale to nie było bezinteresowne - zaprzeczyłam, a on się zdziwił tym co właśnie
powiedziałam. - No co się dziwisz? Przecież zabrałeś mnie na dziękczynną kawę,
więc tak jakby to nie było bez interesu - pośpieszyłam z wyjaśnieniami.
-
Ale nie chciałaś... to nie było w twoim zamiarze, prawda? - upewniał się.
Zaprzeczyłam.
-
Tak właściwie, to dlaczego mi pomogłaś? - spytał już najpoważniej jak potrafił.
Spojrzałam
mu w oczy, żeby miał pewność, że go nie okłamuję i nie jestem z tych co to polują
na siatkarza i robią wszystko, by go spotkać.
-
Po prostu mam dobre serduszko. Ono często wprowadza mnie w kłopoty -
westchnęłam teatralnie, wskazując jakby oskarżycielsko na swoje serce. - I gdy cię
zobaczyłam tam takiego spłoszonego, chcącego jak najszybciej uciec spod ich szponów,
to... po prostu zrobiło mi się ciebie szkoda, żal ścisnął mnie za gardło i
zanim dobrze pomyślałam, to już byłam przy tobie i grałam - uśmiechnęłam się do
niego szczerze.
-
Jesteś niesamowita! - odrzekł Drzyzga, jakby zafascynowany moją osobą.
-
Bez przesady - mruknęłam spowita rumieńcem. - Jestem normalna, przeciętna...
-
To widocznie dookoła mnie chodzą same nienormalne osoby, bo nikt, powtarzam nikt, nie pomógłby mi tylko dlatego, że mu byłoby mnie szkoda. Inni by jeszcze mi
dołożyli i stali, by się ze mnie pośmiać. Nikt nie chciałby się rzucić na pożarcie, a
ty... nie znasz mnie i tak... - plątał się trochę w swojej wypowiedzi.
-
Po prostu jestem empatyczna. Może czasami aż za bardzo - odrzekłam, patrząc w tępo za
szybę.
- O, widzisz, już mam jedną cechę, którą, oczywiście jako twój chłopak, mogę innym
wymieniać, mówiąc, dlaczego jesteś taka wyjątkowa - zaśmiał się, chyba chcąc mi tym poprawić humor. Widocznie musiał zauważyć moją zmianę nastroju.
I muszę przyznać, że całkiem nieźle mu to wyszło.
I muszę przyznać, że całkiem nieźle mu to wyszło.
-
O wiele fajniej wyglądasz, gdy się uśmiechasz - szepnął, jakby w połowie chcąc
i w połowie nie chcąc, bym to usłyszała.
Uśmiechnęłam
się do niego jeszcze szerzej i gdy już chciałam mu cokolwiek odpowiedzieć, poczułam
wibrację telefonu w kieszeni. Przeprosiłam więc Fabiana i wyciągnęłam komórkę.
Osobą, która się do mnie dobijała, była Karina. Poznałyśmy się kilka lat temu przez jeden z portali
społecznościowych. Dziewczyna jest ode mnie trzy lata starsza, a mimo to świetnie się
dogadujemy i zawsze pozwala mi się u siebie zatrzymać, gdy znowu przyjeżdżam do
Częstochowy na mecz. Dzięki temu nie muszę biegać na łeb na szyję ze stacji na halę i z
powrotem, tylko mogę ze spokojem wszystko załatwić bez zbędnej bieganiny.
-
Halo? Coś się stało? - spytałam spokojnie, kończąc szarlotkę.
-
Siwa? Gdzie ty jesteś do cholery? Nie wiesz, która jest godzina? - zasypała
mnie pytaniami, nawet się ze mną nie witając. - Przecież za półtorej godziny masz ostatni pociąg do domu! -
krzyknęła, kończąc tym swoją tyradę.
Przestraszyłam
się trochę. Czyżbym naprawdę aż tak się zasiedziała? Odciągnęłam więc telefon od ucha, by
spojrzeć na zegar na wyświetlaczu komórki. Rzeczywiście, była 21:30, a ja za niecałe półtorej godziny
miałam ostatni pociąg do Poznania.
-
Naprawdę nie miałam pojęcia, że jest już tak późno - szepnęłam, wracając do rozmowy z Kariną.
-
Co cię zatrzymało, co? Chyba się nie zgubiłaś - zachichotała.
-
Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku - odrzekłam uspokajająco. -
Opowiem ci wszystko później, ok? - dodałam tajemniczo. Nie chciałam mówić
jej o spotkaniu z Fabianem przez telefon i to w dodatku w obecności samego zainteresowania.
-
Och, czyli to grubsza sprawa. Ok, poczekam, ale wiesz, że mogłaś chociaż napisać
mi krótkiego esemesa, że będziesz później - wypomniała mi.
-
Wiem, przepraszam, zapomniałam - szepnęłam.
-
Dobra, malutka, przecież nic się nie stało - uspokoiła mnie, śmiejąc się do słuchawki.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię mam. Przynajmniej ktoś doprowadza mnie do porządku. Już się zbieram - zakomunikowałam jej.
-
Ale skoro to jakaś grubsza sprawa, to może możesz pojechać do domu jutro? - Karina spytała z nadzieją.
-
Nie, doskonale wiesz, że muszę wracać... - mruknęłam, niezbyt zadowolona z tego faktu, ale nie mogłam przedłużać swojego pobytu w Częstochowie. W końcu zaczął się rok akademicki, wypadałoby się pokazać na uczelni.
-
Jak chcesz - mruknęła. - To widzimy się za chwilę. Bez odbioru.
-
Bez odbioru - zakończyłam z uśmiechem.
Karina
była dość specyficzną osobą. Nawet po krótkiej rozmowie telefonicznej można się zorientować, że ma swój styl. Zamiast kończyć rozmowę standardowymi: "pa", czy "do
usłyszenia/zobaczenia", Karina zawsze kończyła mówiąc "bez
odbioru". Niesamowicie mi się to w niej podobało, jak całe jej podejście
do życia. Ale o tym może innym razem.
Spojrzałam
smutno na Fabiana, kiedy już schowałam telefon do kieszeni.
-
Muszę wracać - zakomunikowałam mu. - Naprawdę fajnie mi się z tobą siedziało i
rozmawiało, aż z tego wszystkiego nie zauważyłam, że już jest tak późna godzina.
-
Szkoda, że musisz już iść. Nawet nie skończyłaś kawy - mruknął siatkarz z krzywą miną. - Odbijemy
to sobie, mam nadzieję, innym razem - uśmiechnął się.
Spojrzałam
w szybę, dopijając trunek. Nie wiedziałam, jak mam zareagować na jego propozycję, którą można było wychwycić z ostatniego wypowiedzianego zdania. Fabian w tym czasie wołał już kelnerkę, aby móc jej zapłacić za nasze dzisiejsze zamówienie.
-
Tatiana, co jest? - spytał zmartwiony, znów dostrzegając, że zmienił mi się nastrój.
-
Nie wiem czy będzie następny raz... - odpowiedziałam mu więc zgodnie z prawdą.
No
dobra, może po części to była prawda. Na 99% następnego razu nie będzie. My się już po raz kolejny nie zobaczymy, bo jak? Przecież, gdy znowu przyjadę do Częstochowy na mecz, to ja go zobaczę z trybun, on mnie już nie…
-
Dlaczego nie? - zdziwił się rozgrywający. - Masz faceta, który jest o ciebie cholernie
zazdrosny? - spytał, dopiero wtedy, gdy już zrezygnowana brakiem zainteresowania siatkarza kelnerka, odeszła od
naszego stolika.
-
Nie, nie mam - zaprzeczyłam uśmiechnięta, wstając z miejsca.
-
No to nie widzę problemu. Powiedz mi tylko, gdzie cię podwieźć? - spytał Fabian, gdy
już wyszliśmy z lokalu.
-
Dam sobie radę, naprawdę - zapewniłam go.
-
W to nie wątpię, ale pozwól mi cię podwieźć - poprosił siatkarz.
Odmówiłabym.
Naprawdę bym mu odmówiła. Ale wtedy w głowie zaświtała mi myśl, że przecież nie
przedostanę się na czas do mieszkania Kariny, jeżeli pojadę MPK. O tej porze
autobusów w Częstochowie jeździ bardzo mało, musiałby się zdarzyć cud, abym
trafiła na odpowiedni.
-
Naprawdę nie sprawi ci to kłopotu? - spytałam zatem siatkarza.
-
Nie, na pewno. Ja chcę cię podwieźć, nie robię tego dlatego, że muszę, tylko
dlatego, że chcę - zapewnił mnie chłopak.
-
Dobrze - zgodziłam się więc i podałam mu nazwę osiedla, na którym mieszka Karina.
Chwilę
później autem Fabiana przebijaliśmy się przez częstochowskie uliczki. Ruch o
tej porze był średni, co uspokoiło mnie, że na pewno zdążę na pociąg i mogłam
rozluźniona rozsiąść się w wygodnym fotelu samochodu Fabiana. Jakoś rozmowa utknęła
nam w martwym punkcie, ale nie przeszkadzała nam cisza w samochodzie. Fabian
włączył radio, więc jechaliśmy
zasłuchani w takty piosenek, które nam serwowała jedna z bardziej znanych w Polsce stacji muzycznych. Nawet nie wiem, kiedy dotarliśmy do osiedla, na
którym zakończyła się nasza podróż.
-
Dziękuję, że mnie podrzuciłeś - powiedziałam, spoglądając Fabianowi w twarz.
-
Nie ma sprawy, naprawdę - odrzekł swobodnie.
-
Owszem, jest i nie kłóć się ze mną - zaśmiałam się, po czym pocałowałam go w
policzek, mówiąc: - Jeszcze raz ci dziękuje.
I
nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony rozgrywającego, wysiadłam z jego
auta, by po chwili zniknąć w czarnej otchłani blokowisk osiedlowych.
_______________________________
I jest oto część druga. Pierwsze spotkanie więc za nami.
Mnie wprost zachwyca, jak Tatiana i Fabian się dobrze dogadują! <333 Oboje pasują do siebie wręcz idealnie, mają podobne poczucie humoru i do tego w niemal analogiczny sposób patrzą na świat. Uwielbiam te ich niby lekkie,a tak naprawdę poważne rozmowy (nocą :D) o uczuciach, sporcie i planach na przyszłość, niestety, jestem trochę zbyt podejrzliwa i wyczuwam jakieś komplikacje egzystencjalne na horyzoncie, bo bez nich chyba nie ma żadnego chwytajacego za serce romansu ;D ale może się mylę? ;D pozdrawiam i czekam na więcej! Cmok! Cmok! PS Za zazdrosne kelnerki z muchami w nosach to ja bardzo dziękuję :D
OdpowiedzUsuńJuż Fabian coś wykombinuje, żeby był następny raz! :>
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł, jak zwykle lekko mi się czyta. Lubię Fabiana, ale wiesz... czekam na Wiśnię :D