25
kwietnia 2012 rok.
To nie był
najlepszy miesiąc mojego życia. Jeśli mam być szczera, to chyba powinnam go
zaliczyć do jednego z najgorszych, jakie przyszło mi przeżyć w ciągu moich 22 lat życia.
Uciekałam z Częstochowy do Poznania przez Kraków i Wrocław. Ale czy w
czymś mi to pomogło? Raczej nie. W czasie tak długiej podróży miałam naprawdę mnóstwo
czasu, aby wszystko przeanalizować. I jeśli mam być szczera, to sama do końca
nie byłam pewna czy dobrze zrobiłam. Jednego jednak byłam pewna, nie będzie mi teraz
łatwo. Naprawdę zakochałam się w Fabianie. Nie wiem, kiedy i jak to się stało, ale nie zmienię już tego. Z drugiej strony broniłam się przed tym, bo się bałam, a
odległość dzieląca nas niczego mi nie ułatwiała. Czułam jednak, że gdybym tylko
chciała spróbować, to mogłoby się nam udać. Ale mimo tego nie potrafiłam
zaryzykować. Nie byłam na tyle odważna. Wiedziałam, że
mogę kiedyś żałować, iż nie dałam nam szansy. Ale nawet wyobrażenie sobie siebie
jako samotnej starej panny z kotem, której dzieciaki nie lubią, bo jest
strasznie zgryźliwa, niczego nie dało. Żadnymi znanymi mi sposobami nie umiałam przemówić swojemu rozumowi,
mimo że bardzo tego chciałam. Moje serce rwało się do Fabiana, mówiło mi, żebym
wzięła ten cholerny telefon i zadzwoniła do niego, a potem powiedziała mu, że
chcę spróbować… ale nie potrafiłam go posłuchać. Wielokrotnie już trzymałam
komórkę w dłoni, wybierałam numer rozgrywającego, jednak nigdy nie byłam w
stanie nacisnąć przycisku „zadzwoń”. Kiedyś słuchałam swojego serca do tego
stopnia, że Marcel mógł to wykorzystać do swoich celów i wyprać mi mózg. A zrobił to tak
dobrze, że później nie miałam własnej woli i chęci do życia. Teraz, po tych przykrych doświadczeniach z przeszłości,
strach był zbyt wielki, by móc się przemóc. Mogłam być tchórzem, mogłam do końca życia żałować,
że właśnie zrezygnowałam z czegoś bardzo ważnego, ale to nie zmieniało podjętej przeze
mnie decyzji. A jaka ona była? Po prostu, postanowiłam zapomnieć o Fabianie.
Nauczyć się żyć z tym, że coś do niego czuję, a mimo tego nie mogę z nim być.
Postanowiłam unikać go jak ognia, nie czytać żadnych wiadomości o nim, starać
się jak najmniej na niego patrzeć, gdy będę oglądać mecz AZS-u... w skrócie – robić wszystko, by
tylko móc w jakiś sposób nauczyć się z tym żyć i jak najlepiej funkcjonować.
Ale Fabian nie
ułatwiał mi sprawy. Dzwonił po kilka razy dziennie, pisał jeszcze częściej, prosił mnie o danie nam szansy, żądał choćby krótkiej rozmowy, błagał, abym jeszcze raz przemyślała swoją decyzję… Naprawdę, imał się wszystkiego,
bylebym tylko z nim porozmawiała. Liczył, że swoim uporem i determinacją przekona mnie do tego, abym dała nam szansę. Nie mogę zaprzeczyć, że jego wytrwałości nie robiła na mnie wrażenia, bo bym skłamała... ale to nic nie dawało. Fabian chciał, abym w końcu przestała
się bać i spróbowała. Czy on naprawdę sądzi, że jest to takie proste? Jeśli tak, to nie
miał racji. Nie było, przynajmniej nie dla mnie. Fabian obiecywał mi, że on
niczego złego mi nie zrobi, bo przecież nie jest taki jak Marcel i z jego strony nic podobnego do doświadczeń z przeszłości mi nie grozi. I ja naprawdę wierzyłam w jego słowa, ale… bałam się. To
był jedyny argument, który miałam na usprawiedliwienie swojego postępowania,
ale za to był on ważny i trudny do pokonania. Przynajmniej przeze mnie samą. Naprawdę, nigdy nie sądziłam, że
strach, może irracjonalny, bezsensowny i głupi, ale jednak strach, może mi tak bardzo utrudnić życie...
Zwalałam całą winę na
Fabiana, ale ja sama sobie nie pomagałam. Nie wiem, co mi do głowy strzeliło,
ale postanowiłam wybrać się do Bydgoszczy na obydwa spotkania o piąte miejsce,
które Delecta rozgrywała z AZS-em. Chciałam ostatni raz w tym sezonie ujrzeć moich częstochowskich chłopaków, zwłaszcza, że z dobrych źródeł (no cóż, od Fabiana) wiedziałam, iż są marne szanse na to, aby w następnym sezonie dokładnie taki sam skład AZS-u wychodził na boisko. Ba, możliwe jest, że w ogóle tak zasłużonego w polskiej siatkówce klubu nie będzie w lidze. A wszystko przez problemy finansowe, które trapią Częstochowian już od dawna... Bałam się, że to może być ostatnia okazja do kibicowania AZS-owi, a ja z niej nie skorzystam tylko dlatego, że zakochałam się w Fabianie. Dlatego postanowiłam, że nie mogę z niej nie skorzystać i nie pojechać na te dwa spotkania, zwłaszcza, że odbywały się one stosunkowo blisko Poznania. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że
nie potrafiłam cieszyć się z naszych zwycięstw tak jak dawniej, mimo że wygraliśmy
obydwa spotkania. Pełne emocji i dramaturgi. Te dwa zwycięstwa 3:2 na terenie gości sprawiały, że byliśmy już bardzo blisko zdobycia piątego miejsca w lidze i
zakwalifikowania się do europejskich pucharów po raz 23 z rzędu. A dzięki temu możliwe, że także przyciągnięciu do klubu jakiegoś sponsora i pewności, że w przyszłym sezonie również będziemy grać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Cieszyło mnie
to, jednak myśląc o AZS-ie, jednocześnie myślałam też o Fabianie. Nie umiałam
tego rozdzielić, mimo moich najszczerszych chęci. Nie poszłam nawet do klubu
kibica Częstochowy, mimo że mogłam. Robiłam wszystko, aby skupić się tylko na grze
AZS-u, a nie na poszczególnym zawodniku (wiadomo którym), choć było to bardzo trudne. Siedziałam
pomiędzy kibicami Delecty, mimo że kibicowałam z całych sił częstochowskiemu
klubowi. To właśnie w siatkówce było najlepsze, że mimo odmiennej
przynależności klubowej, nic złego na trybunach wśród bydgoskich kibiców nie
miało prawa mi się stać. Robiłam jednak wszystko, aby nie zwracać na siebie
zbytniej uwagi, ale to nie dlatego, że się bałam, iż mogę dostać od gospodarzy, nie. Starałam się tylko po to, aby Fabian nie mógł
mnie zauważyć. W końcu wyróżniałam się wśród innych kibiców na hali kolorem mojego
stroju, co mogłoby zwrócić na mnie jego uwagę. Na szczęście, nie miał zbyt
wielu okazji do rozglądania się po hali, a do tego z pewnością nie spodziewał
się mnie dzisiaj w Łuczniczce. A ja nie chcąc kusić losu, zaraz po
ostatnim punkcie szybko się zbierałam i czym prędzej opuszczają bydgoską arenę, nie oglądając się nawet za
siebie. Naprawdę ciężko mi było się odwrócić i odejść, ale wiedziałam, że aby wytrzymać
w swoim postanowieniu, muszę tak zrobić. Ciężko mi było nie podejść do Drzyzgi
po meczu i mu nie pogratulować zwycięstwa oraz dobrej gry. Albo, co gorsza, by
nie rzucić się mu na szyję i zapewnić go, że wszystko przemyślałam i że
spróbuję. Mimo coraz większej ilości dręczących mnie wątpliwości czy słusznie
robię, trwałam uparcie w swoim postanowieniu.
Ale nie to w tym wszystkim, co ostatnimi czasy odczuwałam, było najgorsze. Potrafiłam
mimo wszystko trwać w swoim postawieniu. Byłam z siebie dumna, że mimo
wszelkich wątpliwości, które mną targały, nie ulegam sobie ani nikomu innemu,
próbującemu mnie przekonać, abym spróbowała. Jednak gdy jakiś tydzień temu Fabian przestał do mnie
dzwonić, rozczarowałam się. Zrobiło mi się cholernie przykro, że siatkarz tak
nagle przestał o mnie walczyć, że mimo wszystkich swoich zapewnień, przestało
mu na mnie zależeć. Wiem, powinnam się była z tego cieszyć, w końcu zrobił
dokładnie tak jak chciałam. Postanowił, że ułoży sobie życie beze mnie, że
zapomni o mnie. A ja mimo tego nie umiałam się cieszyć. Coś mnie w środku
zabolało, że chłopak dał sobie spokój, że mimo wszystkich swoich zapewnień o
ciągłej walce o mnie, w końcu przegrał. Dał się pokonać. I to mnie.
Ale to nie był
koniec bolesnych ciosów, jakie musiałam przyjąć na klatę. Przeglądając dzisiaj wiadomości na stronie
głównej mojego facebooka, w oczy rzucił mi się nagłówek jednego z plotkarskich portali
sportowych o zaskakująco brzmiącym tytule: „Nowa dziewczyna Fabiana
Drzyzgi”. To dobiło mnie jeszcze bardziej. Nie dość, że siatkarz ze mnie
zrezygnował, to znalazł już sobie zastępstwo… I mimo że bardzo mnie to
zabolało, nie potrafiłam sobie darować obejrzenia tych zdjęć, które zostały zrobione na dzisiejszym meczu w
Bydgoszczy. Tak, mimo iż AZS wygrywał już w rywalizacji o piąte miejsce 2:0,
nie potrafił udokumentować swojego zwycięstwa na własnej hali i wrócił do
Łuczniczki na piąte spotkanie. Nie miałam już siły, by tam pojechać, by znów
zmierzyć się z targającymi mną emocjami… Nie byłam w stanie być na
trybunach i spokojnie patrzeć na Fabiana, grającego na dole na boisku. Ostatecznie chłopaki dzisiejszy mecz przegrali,
przez co w lidze zajęli szóste miejsce i nie zakwalifikowali się do europejskich pucharów po raz pierwszy od 23 lat. Ale Fabian z takim dopingiem na pewno
szybko się z tego otrząśnie. Nie to co ja... Nowa dziewczyna młodego Drzyzgi była śliczna, z
pewnością dużo ładniejsza ode mnie, a do tego wpatrzona w niego jak w obrazek.
Fabian także wydawał się być szczęśliwy, a rozmawiający z nimi Drzyzga Senior
zadowolony. Możliwe, że pogodził się wreszcie z rozstaniem swojego syna z Gosią,
a jego nowa potencjalna synowa przypadła mu do gustu. Nie to co ja… Patrząc na te
zdjęcia widziałam rodzinną sielankę... tylko że we mnie z tego powodu coś umarło. Zrozumiałam, że to naprawdę
jest koniec naszej znajomości. Fabian dał sobie spokój, przestał o mnie walczyć, do tego spotkał inną,
lepszą ode mnie i postanowił zacząć nowe życie, w którym nie było już dla mnie
miejsca. I mimo że właśnie tego chciałam, nie byłam w stanie się z tego cieszyć. Może kiedyś będę umiała? Teraz, mimo tego, że miałam tyle czasu, aby wreszcie wbić sobie do głowy, iż nic z tego nie
będzie, nie umiałam się z tym pogodzić. Naprawdę jestem głupia. Chcę czegoś, a gdy to
się właśnie dzieje, nie jestem z tego zadowolona, bo tak właściwie to
chciałabym czegoś innego. Ze mnie to jest niezły emocjonalny popapraniec…
Nagle w
mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk domofonu, który skutecznie przerwał mi w rozmyślaniu.
Może to i dobrze? Do niczego dobrego takie zamartwianie się nie prowadzi. Będzie lepiej, gdy się z tym pogodzę… Zostawiłam więc otwartego laptopa na
stronie z wiadomością i zdjęciami nowej ukochanej Drzyzgi Juniora, by gdy wrócę, jeszcze
trochę się po katować i wbić sobie do głowy, że to naprawdę koniec. Podeszłam
do domofonu, by wcisnąć odpowiedni guzik i wpuścić do bloku osobę dobijająca
się do mnie. Zrobiłam to jednak, nie pytając nawet, kto chce się dostać do mnie
na górę. Byłam sama w mieszkaniu, moja współlokatorka wyjechała do swojego domu
rodzinnego, by coś ważnego tam załatwić. Nie wtrącałam się w to, bo takie
rozwiązanie było dla mnie naprawdę dobre w tej chwili. Przynajmniej nikt nie
widział mnie w tak kiepskiej formie, w jakiej właśnie się znajdowałam. Do
tego byłam przekonana, że to po prostu moja mama czegoś zapomniała stąd zabrać.
Nie byłam zbytnio zachwycona jej powrotem, ledwo co przed chwilą pozbyłam się
jej i ojca z mieszkania. Musiałam się ostatnio naprawdę dziwnie zachowywać,
skoro nawet moi ciągle zapracowani rodziciele zaczęli się o mnie martwić. I to do tego
stopnia, by zrobić mi dzisiaj niezapowiedziany nalot na moje mieszkanie, aby samemu sprawdzić,
czy wszystko u mnie w porządku. Miałam dosyć udawania przed nimi, że wszystko
gra, ale przecież im nie powiem, że boję się zaangażować w związek z bardzo
ważną dla mnie osobą przez piekło, jakie kiedyś zafundował mi Marcel. Oni nawet
do końca nie wiedzą, dlaczego się rozstaliśmy, wolę wciąż trzymać ich w błogiej
nieświadomości i oszczędzić im przykrych szczegółów z mojej przeszłości. Nigdy nie byliśmy ze sobą
jakoś specjalnie zżyci i jakoś żadna ze stron nigdy nie pragnęła tego zmienić, dlatego
przybrałam na twarz uśmiech i byłam gotowa wciąż pokazywać, że u mnie wszystko
jest jak najlepiej. Uchyliłam drzwi od mieszkania, by nie musieć iść ich
raz jeszcze otwierać, gdy mama wejdzie na czwarte piętro, po czym podreptałam do kuchni, by coś zjeść. Jakoś specjalnie głodna nie
byłam, ale nie mogłam się też zagłodzić z byle jakiego powodu…
Nie spodziewałam
się jednak, że stanie się coś takiego. Co prawda słyszałam kroki w mieszkaniu, doskonale
wiedziałam, że ktoś jest w środku (w końcu sama go wpuściłam), ale gdy się obróciłam
nie zobaczyłam ani mojej mamy, ani nawet mojego taty. Nikogo, kogo bym się
spodziewała ujrzeć w tym momencie. Osobą, która stała w moim salonie i patrzyła
na mnie był Fabian. We własnej osobie. Stał w moim mieszkaniu, na mojej
podłodze i wlepiał swoje ślepia centralnie we mnie. Byłam tak zaskoczona, że aż upuściłam
talerz, który trzymałam w ręce i który teraz roztrzaskany leżał u moich stóp.
Dobrą chwilę zajęło mi ocknięcie się z szoku. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić,
jak się zachować, co powiedzieć… więc żeby nie musieć patrzeć mu dłużej w twarz,
szybko ukucnęłam, aby zebrać drobinki rozbitego talerza z podłogi. Fabian po chwili
zrobił to samo. Widziałam jego rękę, pomagającą mi w zbieraniu porcelany.
Wiedziałam jednak, że kiedyś muszę podnieść wzrok i na niego spojrzeć. I gdy to
zrobiłam, przekonałam się, że rozgrywający naprawdę kucał obok mnie tylko po to, by
mi pomóc.
- Uważaj, bo się
skaleczysz – powiedział, wyciągając mi ostry kawałek porcelany, który wciąż
trzymałam w ręce. – Poza tym, tak na przyszłość, to powinnaś zamykać drzwi na
klucz, bo jeszcze ktoś ci krzywdę zrobi – dodał z troską, wstając i wyrzucając
rozbity talerz do kosza.
Martwił się o
mnie. Cholera, dlaczego mnie to tak rozczulało? Nie powinno... Tak samo jak jego
głos, za którym tak bardzo tęskniłam. Tak dawno go nie słyszałam… I tak właściwie, to nie
powinnam była go teraz słyszeć, bo jego nie powinno tu być. Jak mnie znalazł? I
dlaczego przyjechał? Po co? Przecież to nielogiczne, ma nową dziewczynę, więc
co tu robi? Nie powinien już się ze mną spotykać, czy w ogóle zaprzątać sobie głowę moją
osobą…
- Były otwarte,
bo myślałam, że to moja mama czegoś stąd zapomniała – odpowiedziałam słabo, bo
wciąż nie mogłam wyjść z szoku. – A zresztą… co ty tu robisz? – spytałam, wbijając
w niego wzrok.
- Graliśmy mecz
w Bydgoszczy i postanowiłem w drodze powrotnej przyjechać do ciebie, by
w końcu spokojnie porozmawiać – wyjaśnił mi.
- Jak mnie
znalazłeś? – a ja dalej ciągnęłam swoje mini przesłuchanie, spoglądając na niego podejrzliwie.
- Nie odbierałaś
ode mnie telefonów, nie chciałaś ze mną rozmawiać, nie odpisywałaś na moje wiadomości…
- wyliczał.
- Robiłam to
wszystko dla twojego dobra. Wszystko, abyś tylko o mnie zapomniał – powiedziałam łamiącym
się głosem.
Znowu zaczynam
się mazać! Kurczę, niedobrze ze mną…
- Ale ja nie
chcę o tobie zapominać! – Fabian prawie że krzyknął. – Dlatego postanowiłem, że
cię odnajdę, ale Mańka nie chciała mi podać twojego adresu przez telefon, więc…
pojechałem do niej do Krakowa. Postanowiłem, że choćbym miał ją błagać na kolanach, to jakoś zdobędę
twój adres.
- Menda,
zdradziła mnie – syknęłam rozzłoszczona, gdy tylko wydał swoje źródło informacji. – Prosiłam ją, aby
ci niczego nie mówiła.
- Ale ona mi nic
nie powiedziała – siatkarz zaprzeczył, po czym wyciągnął coś z kieszeni i mi wręczył. Okazało się, że była to mała, kolorowa karteczka. Gdy ją otworzyłam, widniał tam mój adres zapisany koślawym pismem
Radeckiej. Nieźle wymyślone, muszę to przyznać. Obeszła mój zakaz, przebiegła menda. – Kiedy już zwątpiłem, że mi
pomoże, dała mi to. Tatiana, nie wiń jej, ja musiałem spróbować wszystkiego –
zakończył niemal błagalnie.
- Ale tu nie ma
czego próbować – zaprzeczyłam, przemykając się obok niego.
Kiedy tylko znalazłam
się w salonie, zrozumiałam, że nie mogę stąd uciec, tak jak to zrobiłam w Częstochowie. To było moje mieszkanie i
nie mogłam stąd wyjść, i już tu nie wrócić. Fabian dobrze przemyślał sprawę. Zostałam postawiona przed faktem
dokonanym, musiałam się zmierzyć z wyzwaniem tu i teraz. Dlatego też obróciłam
się w jego stronę i spojrzałam na niego hardo. W końcu najlepszą obroną jest
atak, czyż nie?
- Poza tym, nie
rozumiem, po co tu przyjechałeś. Z niczego nie musisz mi się tłumaczyć. Nigdy nie
byliśmy razem na serio, do tego oboje wiedzieliśmy, że nic z tego nie będzie –
mówiłam spokojnie, mimo że w środku byłam zirytowana jego zachowaniem. Do
jasnej cholery, co on sobie wyobrażał, przyjeżdżając tutaj? – Nie potrzebuję
twoich wyjaśnień. Dałeś sobie spokój, tak jak prosiłam i… bardzo dobrze. Poznałeś
kogoś, masz nową dziewczynę i ja się bardzo cieszę, że zaczynasz żyć na nowo już beze mnie… Tylko nie rozumiem, po jaką cholerę tu się zjawiasz? Chcesz, abym ci pogratulowała?
- Tatiana,
czekaj – przerwał mi siatkarz, a szkoda, bo dopiero zaczynałam się rozkręcać. – O czym ty mówisz?
Był
zdezorientowany, ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam zbyt zirytowana jego
postępowaniem, aby bliżej przyjrzeć się jego reakcjom na moje słowa.
- O tym –
powiedziałam, łapiąc za laptop, leżący na pobliskim stoliku i wyświetlając mu internetowy artykuł, który wciąż
miałam włączony i który jeszcze nie tak dawno czytałam.
Fabian przejrzał
wyświetloną przeze mnie stronę z wielkimi oczami, przebiegając po tekście i oglądając wszystkie
zdjęcia, które tam były (a zbyt wiele to ich nie było, ale to tak swoją drogą). Chłopak był naprawdę zaskoczony, dopiero teraz to zauważyłam i powoli
zaczynałam rozumieć, że coś tu nie grało… Tylko co?
- Nie rozumiem –
mruknął siatkarz, kręcąc głową. – To nie tak, Tatiana… - powiedział jeszcze,
obracając się w moją stronę i spoglądając na mnie wręcz błagalnie.
- Nie musisz mi
się tłumaczyć, naprawdę – powiedziałam spokojnie, nie mając zamiaru słuchać jego wyjaśnień. W tej chwili nie były mi one potrzebne do szczęścia.
- Ale chcę – zapewnił
mnie. – Choć tu tak naprawdę to nie ma czego tłumaczyć, bo to co tu jest napisane, nie jest
prawdą. Ani jedno słowo. To nie jest moja nowa dziewczyna. Anita po prostu jest córką przyjaciela
mojego ojca. Gdy byliśmy mali nasze rodziny spędzały razem wakacje. Oni od
jakiegoś czasu mieszkają w Bydgoszczy i przyszli na mój mecz, i chcieli się po
nim z nami spotkać, bo naprawdę dawno się nie widzieliśmy. Ale to nic nie
znaczy, Tatiana. Anita jest tylko moją znajomą, zwykłą znajomą sprzed lat – zapewnił mnie, patrząc mi prosto w oczy.
– Wierzysz mi? - spytał jeszcze niepewnie.
- Wierzę –
powiedziałam, bo naprawdę mu wierzyłam. Czułam, że mówi mi prawdę. Ale czy to coś zmieniało? – Dlaczego
więc tu przejechałeś? Po co? – spytałam, bo wciąż nie mogłam tego zrozumieć.
- Bo chcę cię
przekonać… Nie, ja chcę spróbować cię przekonać, abyś dała nam szansę – znowu
zaczął swoją śpiewkę.
- Ale doskonale
wiesz… - dlatego ja również postanowiłam zacząć swoją.
- Tatiana,
zrobię wszystko – ten jednak mi przerwał, mówiąc pewnie i nie chcąc słuchać moich wykrętów bez wytoczenia swoich argumentów. – Naprawdę wszystko,
tylko dlatego, że chcę, abyś dała nam szansę. Jedno twoje słowo, a przeniosę
się do Poznania. Dla ciebie, tylko i wyłącznie.
- Co? – zrobiłam
w tym momencie wielkie oczy. – Nie wiesz, co mówisz. Przecież
musisz się rozwijać, twoja sportowa kariera dopiero się zaczyna, a tutaj nie ma
drużyny, w której mógłbyś grać na wysokim poziomie – przypomniałam mu, bo
zaczęło mi się wydawać, że o tym zapomniał.
- I tak muszę
odejść z Częstochowy, mimo że gdybym mógł, to chętnie bym tam jeszcze
został… Ale już w styczniu wiedziałem, że latem muszę zmienić klub… Pamiętasz?
Rozmawialiśmy o tym przecież – dodał w razie, gdybym o tym zapomniała.
- Pamiętam, ale…
Ale to nie zmienia faktu, że tu nie ma klubu grającego w Plus Lidze! – przypomniałam
mu, bo powoli zaczynało mi się wydawać, że naprawdę postradał rozum.
- To nie jest
ważne, Tatiana, najważniejsza dla mnie jesteś ty.
Jeśli wmawia sobie
tak przez cały czas, to nie dziwię się mu, że zgubił gdzieś rozum. Jak się sobie coś
wciąż powtarza, to zaczyna się w to na serio wierzyć. Sam wyprał sobie mózg.
- Oszalałeś! –
krzyknęłam trochę dramatycznie, a trochę bezsilnie.
Nie wiedziałam
już, w jaki sposób mam mu przemówić do rozsądku, który na pewno gdzieś tam ma.
Przecież nie może z mojego powodu zaprzepaścić sobie kariery!
- Tak, na twoim
punkcie – rzekł z szelmowskim uśmiechem.
- Nie, przestań,
nie chcę tego słuchać – przerwałam mu szybko, uciszając go jednym gestem ręki.
– Nigdy bym sobie nie darowała, gdybyś z mojego powodu zmarnował swój talent,
który niewątpliwie masz.
- Tatiana… -
zaczął.
- Nie, nie mam
zamiaru już dużej słuchać twoich wykrętów! Mów mi teraz, z jakich klubów masz
propozycje na przyszły sezon – zażądałam.
A widocznie zrobiłam
to takim tonem, któremu Drzyzga nie umiał się przeciwstawić.
- Jest kilka
przeróżnych opcji, ale chyba najbardziej konkretna wyszła z Politechniki
Warszawskiej – zdradził mi po chwili zastanowienia, czy powinien to zrobić.
- A ty chciałbyś
tam zagrać? – spytałam, patrząc na niego podejrzliwie.
- Dla mnie teraz
jest najważniejsze, abyś była obok mnie. Mogę grać w pierwszej lidze za marne
pieniądze, bylebyś… - znowu zaczął się wykręcać od odpowiedzi.
- Fabian, bez
wykrętów! Odpowiedz szczerze, proszę… - ostatnie zdanie powiedziałam już spokojniej,
bo powoli moje krzyki przestawały na niego działać.
- Ze sportowego
punktu widzenia… to tak, chciałbym, bo naprawdę niczego by mi tam nie
brakowało. Wielkie miasto, fajna drużyna, duże perspektywy na rozwój - wyliczał. - Tylko nie było by tam ciebie – dodał.
Ja uważałam
podobnie. Warszawski klub się rozwija i na pewno źle by mu tam nie było. Może nawet staliby się rewelacją rozgrywek, gdyby dobrze się zgrali? Fabian więc nie powinien się dłużej nad tym zastanawiać, tylko zgodzić i podpisać ten cholerny
kontrakt. Zwłaszcza, że nie może zostać w Częstochowie... Ale on woli wymyślać, snuć jakieś głupie scenariusze o swoich przenosinach
do Poznania tylko dlatego, że ja tutaj mieszkam. I nawet fakt, że nie mógłby tu grać, go nie odstrasza. Muszę więc mu wybić to z głowy
i to zaraz.
- Wiesz co teraz
zrobisz? – spytałam więc spokojnym tonem głosu, który nie znosi jakiegokolwiek
sprzeciwu. – Zadzwonisz do Warszawy, że się zgadasz. Podpiszesz kontrakt z
Politechniką, a potem pojedziesz na zgrupowanie kadry – oznajmiłam mu twardo.
- Czyli nie ma
żadnych szans… Tatiana, proszę, przemyśl to jeszcze raz. Ten ostatni raz –
powiedział dramatycznie, powoli tracąc nadzieję.
- Poczekaj, to
nie tak – przerwałam mu, nie mogąc już powstrzymać się od uśmiechu. – Zrozum,
że ja potrzebuję czasu. Muszę wszystko pozałatwiać i zrobię to wtedy, gdy ty
będziesz trenował pod okiem trenera Anastasiego już jako zawodnik stołecznego
klubu.
- Nie rozumiem…
Fabian był
nieźle zdezorientowany. Moja odpowiedź ewidentnie nie pasowała mu do moich
poprzednich słów.
- A co ty
myślałeś, że można tak z dnia na dzień przeprowadzić się do Warszawy? Rzucić
wszystko w cholerę, spakować się i wyjechać? – powiedziałam zirytowana. – Ja tak nie potrafię. Do tego
najpierw muszę zdać sesję letnią tutaj, w Poznaniu, a później zorientować się,
czy będę mogła kontynuować swoją naukę na Politechnice Warszawskiej. No i
poprzenosić wszystkie swoje papiery…
- Tatiana… co to
znaczy? – spytał, spoglądając mi w oczy z nową nadzieją.
- Nadal nie
rozumiesz? – zaśmiałam się z jego zdziwionej miny. – Podjęłam decyzję i mam
nadzieję, że będziesz z niej zadowolony. Przekonałeś mnie – w końcu
powiedziałam mu wszystko bez owijania w bawełnę.
- Ale jak? Czym?
– wciąż był w szoku, nie bardzo rozumiejąc i dowierzając temu, co się właśnie stało.
- Byłeś w stanie
zrobić dla mnie naprawdę wszystko. Zrezygnować z własnej kariery. Nie mogłam
być na to obojętna – uśmiechnęłam się. – A poza tym doszłam do wniosku, że nie
mogę już dłużej uciekać przed tym co do ciebie czuję. A tym bardziej pozwolić jakieś innej dziewczynie mi ciebie odebrać. Muszę więc spróbować.
- Czyli…
naprawdę, przenosisz się ze mną do Warszawy? – siatkarz upewniał się, wciąż nie
dowierzając.
- Ile razy mam ci powtarzać, że tak? Przecież nie mogę
pozwolić, abyś zmarnował taką szansę na siatkarski rozwój. A związek na
odległość nie ma zbyt wielkich szans, przecież coś na ten temat już wiemy –
roześmiałam się.
Fabian wreszcie
mi uwierzył. Jego twarz przestała pokazywać zdezorientowanie i niedowierzanie,
a wreszcie mogłam zauważyć na niej to, czego oczekiwałam. Szczęście. Porwał mnie w swoje ramiona i ściskał tak mocno, aż pomyślałam, że
zaraz mi kości połamie.
- Nawet nie
wiesz, jaki jestem teraz szczęśliwy... Mogłabyś mi w nieskończoność powtarzać, że dałaś nam szansę, a mi by się to nigdy nie znudziło - powiedział w moje włosy.
Tak to jest, jak
się ściska z siatkarzem, będąc niebyt wysoką osobą…
- Zanim do końca
się ucieszysz, musisz wysłuchać i zgodzić się jeszcze na moje warunki –
zaczęłam, wyswobadzając się z jego objęć. – A dokładnie, to mam ich dwa – dodałam.
W końcu nie może
być tak pięknie, prawda?
- Tak? Jakie? –
Fabiana nastrój jednak w ogóle się nie zmienił. – Spełnię wszystko, o co tylko
poprosisz – zapewnił mnie.
- Nigdy w ciemno
tego nie obiecuj, zwłaszcza mnie, bo może się to dla ciebie źle skończyć –
ostrzegłam go ze śmiechem. – Po pierwsze, proszę cię o cierpliwość. Musisz dać
mi czas. Dużo czasu. Dla mnie to wszystko nie jest takie proste, bo wciąż mam w pamięci mój związek z
Marcelem. Muszę na nowo się do wszystkiego przyzwyczaić, przekonać, przełamać… - wyjaśniłam mu. - Rozumiesz? - spytałam z nadzieją.
- Oczywiście,
kochanie, że rozumiem – powiedział z uśmiechem, głaszcząc mnie po głowie, jakby chcąc mnie tym uspokoić. – A ten drugi
warunek? – dopytywał.
- Musisz mi
wybaczyć już z góry jedną rzecz. Wiedz, że w meczach Politechniki z AZS-em będę
kibicować tym drugim. AZS to mój klub od zawsze i na zawsze. Nic ani nikt tego
nie zmieni, zrozum – wyjaśniłam mu. – I tak powinieneś być zadowolony, że
Poznanianka postanowiła zamieszkać w znienawidzonej Warszawce i jeszcze
kibicować stołecznemu klubowi – dodałam, gdyby jednak nie miał zamiaru
zrozumieć mojego warunku.
Fabian jednak
wcale się nim nie przejął. Roześmiał się w głos i przygarnął mnie mocno do
siebie.
- Kocham cię i
jestem w stanie zrobić dla ciebie dosłownie wszystko. Wybaczyć ci każdą rzecz, o jaką mnie poprosisz -
odpowiedział szczerze. – A poza tym, jestem niesamowicie dumny, że mam tak wspaniałą dziewczynę, która jest ze swoim klubem na dobre i na złe.
Uśmiechnęłam
się, gdy usłyszałam jego słowa.
- Ja też cię
kocham – powiedziałam – ale bezgranicznie ufać drugiej osobie muszę się
nauczyć na nowo.
- Nie martw się,
pomogę ci w tym. Razem przez to przejdziemy... – zapewnił mnie, po czym mnie
pocałował.
______________________
I koniec. Tym
razem miało być krótko i myślę, że było. Miała być miłosna historia i myślę, że
była. A do tego skończyła się happy endem. Mam nadzieję, że zakończenie was nie
zawiodło i że ogólnie historia się wam podobała. Dziękuję za wszystkie komentarze, opinie i odwiedziny na tym blogu. I przy okazji, zapraszam na moje inne opowiadania. Jestesmoimtatuazem (tu pojawił się pierwszy rozdział) oraz jak zawsze na Poznanska-Siesta.
Pozdrowienia!
Jak ja się cieszę, że Tatiana dała mu się przekonać, po prostu jestem w niebie. Mańka sprytna bestia, bardzo dobrze, że znalazła lukę w zakazie, którą wykorzystała. Teraz życzę im tylko szczęśliwego życia, do końca razem, z dwójką dzieci i psem.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, w którymś momencie tego rozdziału zaczęłam myśleć, ze to się nie skończy szczęśliwie. Ta walka Tatiany z samą sobą, byłam przekonana, że się nie przełamie. Ale na szczęście tak się nie stało. Podjęła najlepszą decyzję z możliwych. W tym rozdziale chyba najbardziej ewidentnie widać jak bardzo kocha Fabiana. Naprawdę cieszę się ich szczęściem. Zasługują na nie :)
OdpowiedzUsuńFabian jest tak słodki, że aż mnie, siedzącą przed ekranem laptopa, zalała przytłaczająca fala Cukru i Miłości. Prawie się roztopiłam! ;D No, no, muszę przyznać, że tak wielkiej determinacji ze strony siatkarza się nie spodziewałam nawet w najbardziej wydumanych przypuszczeniach. Najmocniej trzymałam za tym, iż to Tatiana zrobi pierwszy krok zaraz po pójściu po rozum do głowy, przeanalizowania sytuacji, w której się znalazła, i uświadomienia sobie, jaką głupotę strzeliła, olewając Drzyzgę i jego laf. A tu taka niespodzianka! Spodobała mi się ta tak dokładnie pielęgnowana nieustępliwość rozgrywającego, jego upór, siła wyhodowanego w serduchu uczucia.. Ochh, jak ja lubię szczęśliwe zakończenia! Nie zdawałam sobie w pełni sprawy z owego faktu aż do teraz ;D
OdpowiedzUsuńSumma summarum - happy end w najprawdziwszym wydaniu, po perypetiach rodem z kryminału zmieszanego z powieścią obyczajową i psychologicznym studium ;D
Bardzo przyjemnie czytało mi się tego bloga. Szkoda, że dobiegł już końca.. Ale za to na otarcie łez powołałaś do życia inną siatkarską fabułę, na którą przekieruję obecnie znaczną część swej czytelniczo-internetowej uwagi, "Sercem w Częstochowie" odkładając na półkę pamięci jako historię o tyleż niezwykłą, co optymistyczną i skłonną do pocieszania w najbardziej beznadziejnych momentach życia ;D
Dzię-ku-ję! ;DD
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D
PS Jak tylko dogadam się z netem, startuję z nowym blogiem. Iiii! ;DD
Trzymaj się ciepło!
To opowiadanie skończyło się w lutym, ale dopiero je znalazłam. Nie żałuję, że poświęciłam chwilę czasu by to przeczytać. Historia naprawdę poruszająca, czekałam tylko aż się wzruszę i będę potrzebowała chusteczek, bo od początku liczyłam na happy end. Fabian jest tutaj taki idealny, że aż nierealny. Podoba mi się ten jego upór, zawziętość i konsekwencja w dążeniu do celu. Mimo iż w jakiś sposób Tatiana mogła ostudzić jego zapał do wspólnego, prawdziwego związku on się nie poddał i to mnie tak kurewsko urzekło, że myślę iż w rzeczywistości faceci powinni tak samo się starać o kobiety jak tutaj. Postać Tatiany mnie intrygowała prawie tak samo jak Fabiana, była ona zamknięta w sobie, nie dopuszczała go do siebie bliżej; była otoczona murem, który Fabian zniszczył, ale musiał się trochę natrudzić. Tatiana mimo całego bagażu doświadczeń jaki miała za sobą; mimo nieudanemu związku z Marcelem postanowiła zaryzykować i zrobiła to, co mnie cholernie ucieszyło. A ta ostatnia scena, którą opisałaś jest moją ulubioną. Dezorientacja Fabiana i postanowienie Tatiany, która podjęła najlepszą z możliwych decyzji. Nie on musi się dla niej poświęcać, ale ona zrobi to dla niego, bo na tym polega miłość, na wzajemnym poświęcaniu się dla drugiej osoby; na chwilach niezgody, smutku, a w końcu bezkresnego szczęścia. I jako że rozwinęłam swoją wyobraźnię; uważam że udało im się stworzyć prawdziwy związek, a Tatiana nauczyła się na nowo ufać i ta piękna historia jaką wzajemnie stworzyli jest niesamowita. Już na samym końcu chciałabym Ci bardzo podziękować za tą historię, którą stworzyłaś, bo niewątpliwie jest to jedno z lepszych opowiadań jakie czytałam, a tych jest niewiele. Poznanianka pozdrawia Poznaniankę i jeszcze raz dziękuję :)
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę naprawdę zaczęłam wierzyć, że Fabian dał sobie spokój. A jak przeczytałam o tej dziewczynie, to już w ogóle myślałam, że go rozszarpię! Dobrze, że się w porę opamiętałam, bo przecież Fabian jest mądrym chłopcem (po tatusiu zapewne) i się nie poddaje. Ani na boisku, ani w życiu prywatnym. No i dzięki Bogu!
OdpowiedzUsuńA Tatiana... Cóż, wszystko chyba jednak dzięki Fabianowi. Gdyby nie jego zapewnienia, ona by się nie przełamała. Dobrze mieć czasami takiego Drzyzgę pod ręką!
Tak w ogóle to przepraszam, że mnie tutaj tyle nie było, ale nadrobiłam, jestem! A raczej będę, skoro koniec z Częstochową... To co, widzimy się na Tatuażu, no nie? :D
Cudowny blog <3
OdpowiedzUsuńagrestaco6.blogspot.com