środa, 9 stycznia 2013

DRUGIE SPOTKANIE [1/3]



 4 listopad 2011 roku.


- Dzisiaj też będziesz polowała na tego swojego siatkarzyka? - zaśmiała się Karina, widząc jak stoję przed wielkim lustrem w jej mieszkaniu i ubieram na siebie koszulkę AZS-u, szykując się na mecz.
Minęło półtora miesiąca od mojego spotkania z Fabianem. Tak zaskakującego i niespodziewanego. Myślałam, że łatwo po tym wszystkim, co się stało, przejdę do porządku dziennego, jednak... myliłam się. Moje myśli dziwnie krążyły wokół jego osoby. Zastanawiałam się co robi, jak się czuje, czy ma jakieś kłopoty z mojego powodu, czy jeszcze jest obiektem napadów tych wszystkich małolat i wreszcie, czy może znalazł odpowiednią dla siebie dziewczynę.
- Ja na niego nie poluję, złociutka - odrzekłam poważnie.
Nie miałam zamiaru go szukać, czekać na niego, próbować w jakikolwiek sposób przypominać mu o sobie. Może nawet już mnie nie pamięta? Możliwe. Szłam więc tam tylko po to, aby obejrzeć mecz. Nic więcej. Nie chciałam się z nim spotkać. Może gdzieś w środku mnie była jakaś nadzieja, że może przypadek sprawi, iż się znowu zobaczymy... ale to uczucie ukrywałam głęboko w sobie. Nie chciałam, aby mnie zdominowało.
- Dobrze, powiedzmy, że ci wierzę - Karina zaśmiała się.
- Jak wyglądam? - spytałam więc, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
- Jak na prawdziwą kibickę przystało - odrzekła szczerze.
- Właśnie o taką odpowiedź mi chodziło - zaśmiałam się, całując ją w policzek na pożegnanie i wychodząc z mieszkania w stronę Hali Polonia.
Literka A, Literka Z, Literka S, AZS!


*


Minęło półtora miesiąca od mojego spotkania z Tatianą. Dziwnego i niezwykle zaskakującego spotkania, które odbiło się na mnie. I to nie dlatego, że wieczorem musiałem tłumaczyć się ojcu, kim była owa dziewczyna, z którą szedłem objęty po meczu przez parkiet, a następnego dnia odpowiadać na pytania chłopaków dotyczące Siwej. To nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Spędziłem z nią tylko kilkadziesiąt minut, a mimo to spotkanie to wywarło na mnie tak wielkie wrażenie. Nie umiałem tego racjonalnie wytłumaczyć, ale... tak jakby w środku mnie znalazło się nagle specjalne miejsce dla niej. Nie miałem pojęcia co się działo, ale z pewnością to nie było zwyczajne.
Przez kilka pierwszych dni po spotkaniu miałem nadzieję, że gdzieś się na nią natknę na ulicy, spotkam ją przypadkiem. Sądziłem, że jeśli jest nam dane się jeszcze raz spotkać, to los nam w tym pomoże. Niestety, nie pomógł i chyba nie miał nawet takiego zamiaru. W trakcie kolejnych meczów w Polonii rozglądałem się więc uważnie dookoła siebie, lustrowałem trybuny, mając nadzieję, że ją na nich zobaczę. Kiedy nic takiego nie miało miejsca, zacząłem ją szukać. Najpierw kręciłem się przez kilka dni w okolicach osiedla, na które kazała mi się zawieźć tamtego wieczora, ale to także nic nie dało, a mieszkańcy chyba zaczęli brać mnie za jakiegoś psychopatę. Zorientowałem się wtedy, że tak naprawdę nie wiem o niej nic, prócz tego, jak ma na imię i co studiuje. Szukałem jej więc wśród studentów częstochowskiej Politechniki, ale tam też nic nie wskórałem. Jakby zapadła się pod ziemię, rozmyła w powietrzu... Po pewnym czasie zacząłem się zastanawiać, czy może przypadkiem nie zwariowałem przez rozstanie z Gosią i po prostu jej sobie nie wymyśliłem. Ale do porządku doprowadził mnie niezawodny Wiśnia, który jako jedyny poznał całą prawdę na temat mojej znajomości z Tatianą. Od tej chwili dopinguje mnie w jej poszukiwaniu, mówiąc zazwyczaj, że przecież prawie każdy z drużyny ją widział i na pewno jej sobie nie wymyśliłem. Zatem, skoro istnieje naprawdę, to dlaczego nie mogłem jej spotkać?
Od tamtego dnia dosłownie każda brunetka o falowanych włosach do ramion wydawała mi się być nią. Już nie raz łapałem się na tym, że kogoś zupełnie innego brałem za Tatianę. Powoli wariowałem. A ja tylko chciałem się z nią ponownie zobaczyć, nic więcej. Przez to wszystko byłem mniej skoncentrowany podczas treningów i meczów, i może dlatego ostatnio nie bardzo nam szło? Sam nie wiem, ale czułem się winny naszym ostatnim niepowodzeniom. Dzisiejsze spotkanie z Treflem rozpocząłem więc w kwadracie dla rezerwowych, a na parkiet wyszedł Kuba Oczko. Może naprawdę dobrze mi zrobi, jak spojrzę na to wszystko z boku?
Dzięki temu miałem też czas, by się w spokoju rozejrzeć po hali. Nadzieja wciąż we mnie była, jednak wierzyłem coraz mniej w nasze ponowne spotkanie z Tatianą. W końcu, minęło już tyle czasu… Co więcej, bałem się, że nawet gdybym ją gdzieś zobaczył, to już bym się nie zorientował, że to ona. Te wszystkie uczucia, które odczuwałem ostatnimi czasy, zdominowały mnie do tego stopnia, że nie potrafiłem radzić sobie z dotychczasową codziennością.
Zamyślony przechodziłem wzrokiem po twarzach ludzi zgromadzonych w hali, nie zatrzymując się na kimkolwiek nawet na dłuższą chwilę. Aż do pewnego momentu.,, To była ona! Nie, to niemożliwe... ale czy mógłbym się mylić? Ubrana w koszulkę z numerem 6 (Dawid Murek) śledziła grę z zafascynowaniem, nie rozpraszając się niczym dookoła. Była uśmiechnięta od ucha do ucha, od czasu do czasu coś wykrzykiwała w kierunku parkietu. Przechodziła w skrajności, raz się cieszyła, by po chwili znów być zawiedzioną jakimś naszym złym zagraniem. Ale to na pewno była ona, na pewno. Nie mogłem się mylić.
W moim przeświadczeniu utwierdził mnie Wiśniewski, który właśnie stanął obok mnie i spojrzał w miejsce, gdzie przed chwilą utkwiłem swój wzrok. Po chwili poczułem, jak klepie mnie po plecach i mówi z uśmiechem znawcy:
- Widzisz, mówiłem ci, że ona naprawdę istnieje. Znalazłeś ją... - ewidentnie chciał coś jeszcze powiedzieć, ale właśnie musiał wejść z powrotem na boisko.
Tak, znalazłem ją. Wreszcie ją znalazłem. Tylko co z tego? Co teraz mam zrobić?


*


Trzy do zera, hej, hej, AZS! Wygrali, wygrali, niemoc przełamali! Cieszyłam się z tego tak bardzo, że aż nawet zaczęłam rymować. Chyba wszyscy kibice AZS-u odetchnęli z ulgą. Ostatnie mecze kończyły się zazwyczaj naszą porażką i naprawdę wszyscy sympatycy biało-zielonych czekali z utęsknieniem na moment przełamania i wygrania meczu u siebie. I dziś właśnie się nam to udało.
Przeciskałam się przez tłum do wyjścia. Nie zwracałam uwagi na szturchających mnie ludzi. Nie zaprzątałam sobie głowy tym, co właśnie działo się w hali. Myślałam tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się w autobusie powrotnym do mieszkania Kariny, by wieczorem móc wrócić do Poznania. Miałam świadomość, że dopiero gdy usiądę w pociągu do domu, będę w stu procentach pewna, że nie zrobię niczego głupiego. Dlatego tak bardzo się spieszyłam, na nic nie zwracając swojej szczególnej uwagi, aby znów jakiś impuls nie sprawił, że znajdę się w centrum wydarzeń. Nigdy nie lubiłam, gdy wszyscy się na mnie patrzyli, nie miałam więc zamiaru po raz drugi popełniać błędu sprzed półtora miesiąca.
Szłam obok barierek, przy których akurat była totalna pustka, ponieważ siatkarze zgromadzili się w zupełnie innej części hali. Czułam wewnętrzną ulgę, że jestem już tak blisko celu, a do głowy nie przychodzą mi głupie pomysły. Rozluźniłam się do tego stopnia, że nawet nie zdążyłam powstrzymać swojej reakcji. Obróciłam się, chcąc jeszcze raz spojrzeć na halę, jednak mój wzrok od razu natknął się na postać Fabiana rozdającego kibicom autografy. Jednak nie zwracał on na nich jakoś specjalnie swoją uwagę, ponieważ niespokojnie rozglądał się po hali, jakby kogoś na niej szukał. A mi nagle do głowy przyszło mnóstwo pytań: dlaczego akurat musiałam spojrzeć na niego? Dlaczego mój wzrok nie natknął się na kogokolwiek innego? Czy to jest jakiś znak? Czy ma to mi dać coś do zrozumienia? Naprawdę, nie rozumiałam już niczego.
Stanęłam w miejscu jak zaklęta, nawet sama nie wiedząc, dlaczego. Tak, jakbym czekała na moment, w którym zauważę, że rozgrywający znów potrzebuje mojej pomocy. Nic takiego się jednak nie stało, a mi ogarnięcie się z tego stanu zajęło dobrych kilka minut. Już chciałam odejść z poczuciem ulgi, że niczego nierozsądnego dzisiaj nie zrobiłam, gdy ktoś złapał mnie za rękę, uniemożliwiając mi ten zamiar. Obróciłam się i ujrzałam przed sobą uśmiechniętą twarz Łukasza Wiśniewskiego.
- Cześć Tatiana, dokąd to? - spytał dziwnie zadowolony.
Chciałam udać, że się nie znamy, że mnie z kimś pomylił, ale środkowy zapamiętał moje imię i był bardzo pewny tego, kim jestem, więc chyba nie było to rozsądne wyjście z tej sytuacji. Dziwnej sytuacji. Nie miałam pojęcia, czego ode mnie chce. Nie wiedziałam też, jak z tego wybrnąć z twarzą. Ponadto chyba naprawdę wyglądałam na trochę wystraszoną, bo Wiśnia po chwili dorzucił ze skruchą:
- Nie chciałem cię wystraszyć.
- Nic się nie stało - powiedziałam słabym głosem. - Po prostu nie spodziewałam się... tego - dodałam.
- No to... dokąd się wybierasz? - ponowił pytanie.
- Do domu, a dokąd mam iść? - odpowiedziałam ze zdziwieniem.
- A Fabian? - spytał, jakby zaskoczony moją reakcją.
- Co Fabian? Nie rozumiem, o co ci chodzi - pokręciłam głową.
- Tatiana, ja doskonale wiem, że to wszystko nie było naprawdę, choć inni nadal myślą, że wy do tej pory się spotykacie. Fabian naprawdę umie kłamać, ty też byłaś całkiem niezła - mówił.
- Więc o co ci chodzi, skoro znasz prawdę? - spytałam, już kompletnie go nie rozumiejąc.
- Nie chcesz się z nim zobaczyć? - spytał zdziwiony.
Chciałam, naprawdę tego chciałam, ale nie mogłam mu się przecież do tego przyznać. To już byłaby totalna głupota z mojej strony.
- To już nie ma znaczenia. Pomogłam mu, z czego się niezmiernie cieszę, ale...
- Kłamiesz! - przerwał mi Wiśnia, wbijając we mnie palec wskazujący. - Umiem dość dobrze analizować psychikę ludzką, mnie nie oszukasz - rzucił nieskromnie.
- Łukasz, nie mam zamiaru cię oszukiwać - zaprzeczyłam szybko.
Chciałam odejść, a może nawet i uciec stamtąd, byleby tylko mieć go już z głowy, zwłaszcza, że nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Wiśnia jednak nie miał zamiaru mi odpuścić i zrobił coś totalnie nieprzewidywalnego. Przynajmniej dla mnie, bowiem to złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię, jak jakiś worek ziemniaków.
- Co ty robisz?! - pisnęłam wystraszona, zaskoczona i zdezorientowana jednocześnie. - Puść mnie! - po chwili zażądałam stanowczo.
- Nie puszczę cię, dopóki się z Fabianem nie zobaczycie i ze sobą nie porozmawiacie - mówił, nic nie robiąc sobie z moich prób uwolnienia się i idąc powoli w zupełnie innym kierunku, niźli ja tego pragnęłam. - Nie mogę pozwolić wam zaprzepaścić takiej szansy jaką macie przed sobą, tylko przez jakąś waszą cholerną dumę. Obydwoje tego chcecie, doskonale to wiem, ale się czegoś boicie. Nie wiem czego, ale się boicie, a ja wam pomogę przełamać ten strach. Wiem co robię, ja znam się na ludziach - rzucił jeszcze nieskromnie.
- Łukasz, proszę cię, postaw mnie na ziemi - tym razem poprosiłam go, będąc już spokojna, bo nie widziałam jakiegokolwiek sensu w kłótni z nim. I tak nie miałabym szans.
- Proszę bardzo, złociutka - Wiśnia jednak odpowiedział zupełnie inaczej niż się tego spodziewałam. Zrobił to z uśmiechem na ustach, którego co prawda nie widziałam, ale byłam przekonana, że tam jest.
Nie spodziewałam się, że mnie posłucha właśnie teraz. Ale tak się stało, a po chwili ponownie poczułam się pewniej, bo znowu miałam grunt pod stopami.
- Dziękuję - powiedziałam zadowolona, jednocześnie szukając jakieś drogi ucieczki.
Nie było to jednak możliwe, ponieważ Wiśnia wciąż przyglądał się mi, jakby monitorując moje zamiary i pilnując mnie przed odejściem stamtąd. Nie musiał jednak nade mną czuwać, bo... zamurowało mnie. Przede mną stał Fabian i patrzył na mnie trochę zdziwiony, trochę zaskoczony, ale też jakby zadowolony z tego, że mnie widzi. Nie wiedziałam już kompletnie, co powinnam teraz zrobić. Najchętniej ulotniłabym się z tego miejsca jak najszybciej, zwłaszcza, że przez Łukasza byłam teraz w centrum zainteresowania wszystkich osób zgromadzonych w hali. Gdybym się nie zatrzymała wtedy... może... może udałoby mi się uciec przed Wiśniewskim? Ale kto to mógł wiedzieć, że on będzie chciał mnie porwać?
A w ogóle, czy naprawdę tego chciałam? Nie byłam już niczego pewna.
- Moi kochani, porozmawiajcie sobie - mówił Łukasz, wciąż panując nad sytuacją, którą sam zaaranżował i odciągając nas na bezpieczną odległość od gapiów. Wiśnia przeprosił wszystkich czekających na autograf czy zdjęcie z Fabianem, tak aby nikt się już nam nie przysłuchiwał. - A ja powiem wszystkim, że pomagam wam się godzić po kłótni. Nikogo to specjalnie nie zdziwi, zawsze wtrącam się w nie swoje sprawy - dorzucił to jeszcze do swojej wypowiedz Łukasz, jakby dumny z siebie.
I poszedł sobie, jak gdyby nigdy nic. Zostawił nas samych. Chwilę jeszcze patrzyliśmy na siebie uważnie. Postanowiłam się odezwać, bo ta cisza zaczęła mnie powoli krępować.
- Cześć - uśmiechnęłam się nieśmiało w stronę Fabiana. - Ja tego nie chciałam... to on... zaskoczył mnie - wyjąkałam, chcąc się jakoś usprawiedliwić. Niezbyt jednak mi to wyszło...
- Nie przejmuj się, on już taki jest - zaśmiał się Fabian, jakby przyzwyczajony do pomysłów środkowego. Jeśli on jest taki zawsze, to szczerze im współczuję.
- Już sobie idę - powiedziałam, obracając się szybko na pięcie i szukając drogi do wyjścia.
Fabian jednak złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie tak, że wpadłam centralnie w jego klatkę piersiową. Moje serce waliło jak oszalałe, a mózg nie nadążał z rejestracją i logicznym wytłumaczeniem mi tego wszystkiego, co się dookoła mnie działo.
- Ale ja nie chcę, żebyś sobie poszła... - szepnął rozgrywający, po czym przytulił mnie do siebie.
Nie wiedziałam, co się dzieje. Chciałam go od siebie odepchnąć, a jednocześnie nie potrafiłam tego zrobić, bo tak naprawdę to chciałam się w niego wtulić. Ale walczyłam z tym i może dlatego też nie zrobiłam niczego?
- Przepraszam - powiedział Fabian, gdy już mnie puścił. - Chciałem po prostu namacalnie sprawdzić, że naprawdę istniejesz - wyjaśnił.
Nic nie odpowiedziałam na to dziwne stwierdzenie, niczego nie zrobiłam. Byłam w totalnym szoku. To wszystko działo się za szybko. Zdecydowanie. Mój mózg ledwo nadążał z rejestracją rozgrywającej się właśnie sytuacji. Nie miałam więc nawet krótkiej chwili na analizę, bo już po chwili Fabian ciągnął mnie przez częstochowski parkiet, idąc w kierunku szatni.
- Co ty robisz? Gdzie my idziemy? - pytałam, totalnie nie ogarniając i nie panując nad sytuacją, która się właśnie toczyła obok mnie.
- W miejsce, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać - wyjaśnił mi, wciąż ciągnąc mnie za sobą i nie zważając na moje protesty.
A ja już się mu więcej nie sprzeciwiałam, bo nie widziałam w tym sensu...


*


Cieszyłem się, że znów ją widzę. Nie wiedziałem, czy ona też. Nie umiałem jej przejrzeć. Była za bardzo zaskoczona tym wszystkim, co się właśnie stało. Ale będę musiał podziękować Wiśniewskiemu. Gdyby nie on, nie trzymałbym jej teraz za rękę, mając przed sobą wizję spędzenia wspólnie kolejnych minut. Moja głupia duma nie pozwoliłaby mi na to. Przecież chciałem się z nią zobaczyć, a jednak postępowałem tak głupio! Nie miałem pojęcia, dlaczego. Czułem się przez nią oszukany, w końcu przez półtora miesiąca nie mogłem jej odnaleźć, mimo że jej szukałem. Ale czy miałem prawo ją o to obwiniać? Nie pytałem się jej o nic szczególnego podczas naszego spotkania, a ona przecież mnie nie okłamała. Mogłem mieć pretensje tylko do siebie, że nie wykorzystałem sytuacji i nie wziąłem jej numeru telefonu, czy czegokolwiek, dzięki czemu mógłbym się z nią skontaktować. Nie wiedziałbym nawet jak się nazywa, gdyby nie sytuacja w korytarzu! A to wszystko tylko i wyłącznie przez moją własną głupotę... Złość, którą powinienem odczuwać na siebie, zrzuciłem na nią. To ją obarczyłem winą za to, że nie mogłem się z nią spotkać przez ostatnie półtora miesiąca, a przecież gdybym lepiej wykorzystał nasze spotkanie, na pewno wiedziałbym o niej więcej. Nie okłamałaby mnie, dam sobie rękę uciąć, że nie. Dlatego teraz nie mogłem zaprzepaścić szansy danej mi przez los w postaci Wiśniewskiego. Po prostu nie mogłem... I nie miałem takiego zamiaru.



ciąg dalszy nastąpi...





 ______________________________

Bardzo lubię ten odcinek i to chyba tylko i wyłącznie przez wtrącającego się w cudze życie Wiśnię :) I właśnie ten osobnik jest dedykowany mojej kochanej yeahNatalie <3 może jeden z twoich narzeczonych poprawi ci humor (choćby odrobinie) po odpadnięciu Skry z Pucharu Polski... :*
 Do napisania za tydzień.

4 komentarze:

  1. Dzięki Ci Boże za WIŚNIĘ, bo te dwie sieroty to by się nigdy nie spiknęły. No i oczywiście Tobie dziękuję, Talarku! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty wiesz, że ja strasznie czekam na start tego twojego nowego siatkarskiego opowiadania, więc się streszczaj, by szybko je zacząć. No bo po prostu się niecierpliwię! ;D
    A, dziękuję jeszcze raz za życzenia. ;*

    Pojawił się dziesiąty rozdział na when-the-sun-goes-downstairs.blogspot.com , serdecznie zapraszam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznaję, że trafiłam tu przez przypadek, ale już 'częstochowa' w adresie mnie zaintrygowała, zapewne dlatego, że to moje miasto :) Postanowiłam więc nadrobić wszystkie zaległości i przeczytać wszystkie odcinki! Szczerze powiedziawszy, jestem pod ogromnym wrażeniem, bo piszesz prze-świetnie :) Takiego stylu można tylko pozazdrościć :) Tak się wciągnęłam w czytanie, że nawet nie wiedziałam kiedy już koniec. I choć przyznaję, że za Drzyzgą nie bardzo przepadam, to polubiłam go w twoim opowiadaniu ;) Historia niemal jak z bajki, a Tatiana podjęła się niemal walki z wiatrakami - napalonymi nastolatkami na siatkarzy. Fakt jest faktem, że dokonała szlachetnego czynu, który na szczęście główny zainteresowany docenił. Bałam się jego reakcji na jej pomysł, ale na szczęście, przystał na to. Fajnie to wszystko się potoczyło, choć nie bardzo rozumiem, dlaczego dziewczyna nie chce zwyczajnie powiedzieć mu o tym, że nie jest z Częstochowy, tylko z Poznania? Czy to jakaś wielka tajemnica, skoro tak to ukrywa? Widać, że zamieszała trochę Fabianowi w głowie, skoro jej tak długo szukał. Zależy mu na niej, w pewnym sensie, przynajmniej tak mi się wydaje. I Tatianie na Fabianie (ależ się zrymowało) także, chociaż nie chce tego do siebie dopuścić. Pojawiła się między nimi jakaś nić porozumienia i to świadczy o tym, że powinni nadal kontynuować swoją znajomość, według mnie oczywiście :) Dobrze, że pojawił się Łukasz i zmusił ich do rozmowy, bo gdyby nie on... Może wreszcie dziewczyna zdobędzie się na odwagę i powie mu prawdę o tym, gdzie mieszka i czemu jej za często nie ma? Choć podziwiam ją szczerze za to, że jest w stanie przejechać tyle kilometrów dla meczu. To się nazywa prawdziwy kibic, będący ze swoją (naszą) drużyną na dobre i na złe :) Muszę też zaznaczyć, że zdziwił mnie ten AZS, w końcu największą sławą wśród bohaterów opowiadań cieszą się Skra, Jastrzębski, ZAKSA czy Resovia, a tu nasz AZS :) Strasznie się ucieszyłam, nie powiem :) Czekam więc na kolejny rozdział i na rozwój wypadków oraz to, jak dalej potoczy się znajomość Siwej i Drzyzgi :) Pozdrawiam serdecznie :)
    PS: Istnieje możliwość informowania o nowych rozdziałach poprzez GG? Jeśli tak, to bardzo bym prosiła, zostawię swój numer: 6536320. Ale na wszelki wypadek dodam do obserwowanych :) Pozdrawiam jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No,proszę,proszę! Aż strach pomyśleć,jak historia Tatiany i Fabiana by się potoczyła,gdyby nie zawsze czujny i przy okazji wścibski Wiśnia! On jest jak dobry duch,czuwający nad satysfakcjonującym życiem uczuciowym swojego kumpla,a jednocześnie jest tak zakręcony oraz pełen tak dobrych wibracji,że chyba zacznę go uwielbiać tylko trochę mniej niż Wilka ;-) Cieszę się z ponownego spotkania naszych dumnych i czających się na siebie bohaterów. Jestem bardzo ciekawa ich chyba pierwszej randki na serio,a jeszcze bardziej tego,czy Tatiana wreszcie wyjawi,z jakiego miasta pochodzi :-D Czekam więc na nowość. pozdrowienia! cmok! cmok! :-D

    OdpowiedzUsuń