czwartek, 17 stycznia 2013

DRUGIE SPOTKANIE [2/3]



Siedzieliśmy w tej samej kawiarni co ostatnio. Przez całą drogę z hali do tego miejsca praktycznie się do siebie nie odzywaliśmy. Fabian w kilka minut się przebrał, jakby bał się, że mu w tym czasie ucieknę, po czym zaciągnął mnie tutaj, abyśmy nie natknęli się na nikogo po drodze i mogli spokojnie ze sobą porozmawiać. Nie wiedziałam, o czym mielibyśmy rozmawiać, ale się zgodziłam. Nie widziałam innego wyjścia. Nie miałam zamiaru uciekać, bo nawet nie wiedziałabym, przed czym mam to zrobić. Równie mocno nie wiedziałam, dlaczego w ogóle musimy ze sobą porozmawiać. Może więc ciekawość nie pozwoliła mi stamtąd jak najszybciej czmychnąć?
- Jesteś na mnie zła? - spytał Fabian zatroskany, przyglądając mi się dosyć uważnie.
 Zdążył już złożyć zamówienie, stąd przed moim nosem stała parująca filiżanka kawy i słynna już z poprzedniego naszego spotkania szarlotka. Do tej pory zamieniłam z nim tylko dwa słowa. I sama nie wiedziałam dlaczego, ale byłam prawie że wściekła na niego.
- Tak - powiedziałam, spoglądając wreszcie na niego.
Zdziwiła go moja odpowiedź, ale przyjął ją ze spokojem.
- Dlaczego? - spytał zaciekawiony.
- Bo kompletnie nie liczysz się z moim zdaniem – wypaliłam, zanim tak na dobre pomyślałam co mówię - tak samo jak Wiśnia. Oboje nie spytaliście się mnie o moje zdanie, tylko załatwiliście wszystko za moimi plecami, czego wręcz nie znoszę - wyjaśniłam.
- Mogę ci przyrzec, jeśli chcesz, że nie miałem nic wspólnego z dzisiejszym zachowaniem Łukasza. Sam to wszystko wymyślił, musisz mi uwierzyć. On bardzo lubi się wtrącać w nie swoje sprawy, uważa to za swego rodzaju misję, aby pogodzić skłócone ze sobą osoby, gdy widzi, że się z tym męczą – wyjaśnił mi spokojnie siatkarz.
- No cóż... trudno nie zauważyć, że Łukasz ma specyficzny styl bycia – mruknęłam z nikłym uśmiechem.
- No właśnie. A poza tym, to zawsze możesz stąd iść, nie będę cię zatrzymywał - powiedział spokojnie, nie widząc problemu.
Jego spokój jeszcze bardziej mnie rozwścieczał.
- Wiem - syknęłam wręcz. - Ale może to i lepiej, że tutaj jestem. Wyjaśnimy sobie... choć sama nie wiem, co mamy do wyjaśnienia, ale okej... wyjaśnimy sobie to co powinniśmy, a potem wszystko wróci do normy - mówiłam oschle, nakreślając rękami w powietrzu jakieś dziwne znaki, dla mnie samej niezrozumiałe.
Sama nie wiedziałam, co się ze mną działo. Przecież tak naprawdę cieszyłam się z tego, że go znowu widzę, ale coś we mnie rozkazywało mi tego nie okazywać i przyjąć taką pozę. Może to strach podrzucał mi takie rozwiązanie?
- Tatiana, co się dzieje? Jesteś jakaś inna niż ostatnio… - powiedział lekko zdziwiony moim zachowaniem siatkarz.
- A co jeśli taka jestem naprawdę? - spytałam zadziornie. - To wiele zmienia, prawda? - zaśmiałam się.
Fabian przyglądał mi się z uwagą. Chyba nie wierzył w to, co się dzieje. Czułam, jak szuka jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Jak stara się znaleźć jakiś maleńki pozytyw w tym, co się właśnie dzieje.
Spojrzałam w okno. Nie mogłam już dłużej wytrzymać jego wnikliwego spojrzenia. Bałam się, że za chwilę zmięknę, że to wszystko po prostu minie... I choć nie chciałam go katować, bo to nie on był winien przyjmowanej przeze mnie pozy, nie potrafiłam przestać, bo musiałam się bronić. Nie mogłam zaufać, nie mogłam pozwolić sobie na to kolejny raz. Siatkarz powinien wstać i sobie pójść, a nie wszystko przyjmować ze stoickim spokojem, co nie pomagało mi w dalszym wściekaniu się na niego.
- Coś się zmieniło? Możesz powiedzieć mi wszystko - Fabian przerwał tą ciszę, która zapanowała między nami.
- Nic, wszystko jest po staremu - rzuciłam na odczepnego. - Dlaczego my tu tak właściwie siedzimy? - spytałam łagodniej, zmieniając temat.
Fabian podrapał się po głowie, jakby zastanawiając się nad właściwą odpowiedzią.
- Mógłbym kłamać, ale chyba nie ma w tym sensu. Po prostu, chciałbym cię lepiej poznać, nic więcej - odpowiedział z nieśmiałym uśmiechem i mogłabym sobie dać rękę uciąć, że mówi szczerze.
- A co jeśli ci na to nie pozwolę? - spytałam, opuszczając już trochę gardę, za którą się kryłam do tej pory.
- Dlaczego? - spytał, wciąż z tym spokojem.
- Bo tego nie rozumiem. Niczego nie rozumiem... - przyznałam się mu będąc trochę bezradną. - Dlaczego akurat ja? Z pewnością masz mnóstwo przyjaciół, więc dlaczego cię interesuję? Po co ci kolejna znajoma?
- Intrygujesz mnie, to chyba najprostsza odpowiedź... Jesteś inna od wszystkich dotąd spotkanych przeze mnie osób... Od większości do tej pory poznanym przeze mnie kibiców. Nie wiem, nie umiem tego jakoś inaczej wyjaśnić. Coś mnie do ciebie ciągnie, sam nie wiem co... Nie każ mi tego wyjaśniać, bo nie potrafię... proszę cię - plątał się.
Serce mi zmiękło, widząc jego zagubienie we własnych myślach. Dokładnie takie, jakie ja odczuwałam jeszcze niedawno. Rozumiałam go. Może on naprawdę ma szczere intencje? Może nie warto się już tak bardzo bronić przed tą znajomością? W końcu, on mieszka w Częstochowie, a ja w Poznaniu i jakby co, będzie łatwo to wszystko zerwać, uciec od tego. Nie pozwolę nikomu już nigdy więcej źle siebie traktować. Z drugiej jednak strony, czy tyle kilometrów może pozwolić na utrzymanie jakichkolwiek kontaktów? Czy w ogóle powinnam się w to wszystko pchać i próbować? A co, jeśli się przywiążę i to wszystko rozwali się przez kilometry? Przecież on całego życia nie spędzi w Częstochowie, choćby nie wiem co... Dostanie propozycję z dobrego zagranicznego klubu i wszystko szlag jasny trafi. Ale nie mogę nad tym teraz myśleć, nie mogę tego rozważać w tym momencie, muszę coś postanowić. W tej chwili. Której więc strony mam posłuchać, głupiego serca i jego jeszcze głupszej siostry intuicji, czy mądrzejszego brata rozumu i jego pobratymca podświadomości?
Biłam się z własnymi myślami, a Fabian mi się po prostu przyglądał. Nie naciskał przez dłuższy czas na mnie, pozwalając mi w spokoju pomyśleć. Chyba jednak nie mógł wytrzymać tej niepewności, bo zaczął:
- Tatiana...
Przerwałam mu jednak:
- To co chcesz wiedzieć?
Podjęłam decyzję momentalnie, kiedy tylko usłyszałam jego głos i obym nigdy jej nie pożałowała. Obym znowu się nie zawiodła na drugim człowieku płci przeciwnej. Fabian chyba nie spodziewał się po mnie takiej odpowiedzi, bo zastygł w bezruchu na dłuższą chwilę, po czym wypalił, jakby z wyrzutem:
- Dlaczego w ciągu ostatnich tygodni nie spotkałem cię na żadnym meczu?
- A skąd wiesz, że mnie nie było? - powiedziałam, zanim ugryzłam się w język. Powinnam odpowiadać mu na pytanie, a nie wciąż go podpuszczać. Nie umiałam jednak inaczej, taka już moja natura.
- Bo cię szukałem i nie zauważyłem - przyznał się.
- Naprawdę? - zdziwiłam się, a on potwierdził to skinieniem głowy.
Zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu, że mnie szukał. Nie wiedziałam co to oznacza, ale spodobało mi się to uczucie. Uśmiechnęłam się do niego.
- Bo przyjeżdżam raz na miesiąc na mecz, czasem raz na dwa miesiące. To zależy od pieniędzy i czasu, jakim dysponuję w danej chwili - odpowiedziałam w końcu bez żadnej tajemniczości. Chyba po raz pierwszy podczas naszej znajomości.
- Ale jak to... przyjeżdżasz? - nie rozumiał. - Skąd?
- Z Poznania. Mieszkam i studiuję w Poznaniu. Jestem Poznanianką, która kocha wasz częstochowski AZS - rzuciłam beztrosko, jakby to było najnormalniejszą rzeczą na świecie.
Bo przecież dla mnie to było normalne.
- Ale jak to? Dlaczego? - ta informacja wprowadziła go w stan zdezorientowania.
- Hm… sama do końca nie wiem. Mój pierwszy mecz Plus Ligi, jaki obejrzałam przeszło pięć lat temu, to Częstochowa kontra Bełchatów. Kibicowałam teoretycznie słabszym, czyli wam, a wy... wygraliście. Później oglądałam wasze dalsze mecze w lidze, czy w Europie i się zakochałam. Po prostu, ot tak. Od jakiegoś roku jeżdżę sobie raz na jakiś czas, by obejrzeć wasze mecze, tak dla od stresowania - wyjaśniłam.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś z Poznania? – spytał nagle Fabian.
- A co by to zmieniło? – zdziwiłam się.
Dla mnie to było logiczne. Po co miałam mu mówić, skąd jestem, skoro według mnie nigdy więcej nie mieliśmy się spotkać?
- Dużo. Na przykład to, że szukałbym cie na Politechnice Poznańskiej, a nie Częstochowskiej - wyjaśnił.
- Po co mnie tak właściwie szukałeś? – zdziwiłam się po raz kolejny.
- Bo chcę cię poznać. A poza tym, chyba musimy dokończyć naszą ostatnią kawę – uśmiechnął się w moim kierunku. - Dlaczego więc nic mi na ten temat nie powiedziałaś?
- Bo nie sądziłam, że kiedykolwiek się jeszcze spotkamy… to znaczy, wiedziałam, że ja będę cię widzieć z trybun, ale niekoniecznie ty zobaczysz mnie. Nie myślałam, że będziesz mnie szukał, że jeszcze kiedykolwiek będziemy ze sobą rozmawiać – odpowiedziałam szczerze.
Skoro on był szczery, ja też mogłam taka być. Niech wie, że nie mam zamiaru przed nim czegokolwiek ukrywać.
-  A dlaczego miałbym się nie szukać? – tym razem to siatkarz był zdziwiony.
- Zadawałam sobie podobne pytanie… a mianowicie, dlaczego miałbyś mnie szukać i wiesz, że nie umiałam wymyślić żadnego argumentu na potwierdzenie tego? – spytałam z uśmiechem.
- Cieszę się, że mimo wszystko udało nam się jednak ponownie zobaczyć – dodał Fabian.
- Ja też, ale to wciąż jest spora różnica kilometrów między nami, której nie da się przeskoczyć… - mówiłam, dalej trwając przy swoim. - Nadal chcesz mnie poznać? – spytałam.
Uśmiechnęłam się trochę triumfująco, spoglądając na niego i oczekując jakieś deklaracji z jego strony. Nie mogłam się powstrzymać przed taką reakcją.
- Tak, chcę – odpowiedział od razu, czym kolejny raz zaskoczył mnie dzisiejszego dnia.
- Cieszę się - uśmiechnęłam się.
Naprawdę się cieszyłam, że nie spanikował i że taka przeciwność losu go do mnie nie zniechęciła. Większość na pewno nawet by nie próbowała się lepiej poznać, choćby nie wiem co, ale nie on. Dlatego byłam zaskoczona jego zachowaniem, ale jednocześnie zadowolona, że wszystko się tak dobrze potoczyło. Chyba coraz bardziej i ja chciałam móc utrzymać z nim jakiś kontakt. Trochę mnie to martwiło, zważywszy na fakt, że miałam przestać tak łatwo wierzyć facetom, jednak jednocześnie nie umiałam się przed tym bronić. Nie, jeśli chodziło o Fabiana...
Nagle, ale tak samo jak ostatnio, poczułam wibrację telefonu, spoczywającego tym razem w kieszeni moich spodni. Roześmiałam się z tej analogii i przeprosiłam Fabiana. Spodziewałam się, że tak jak ostatnio, to Karina będzie się do mnie dobijać, w końcu i tym razem jej nie poinformowałam, że wrócę później. Jak widać, dziewczyna jeszcze się o mnie nie martwiła, bo na ekranie telefonu wyświetlił mi się zupełnie inny numer. Nie spodziewałam się, że zadzwoni do mnie właśnie Mania.
- Cześć, słoneczko! Co tam u ciebie w pięknym Krakowie? - spytałam beztrosko.
Po drugiej stronie jednak nie usłyszałam nic w podobnym tonie, co nie było podobne do mojej przyjaciółki od czasów porodówki. Urodziłyśmy się w przeciągu kilku dni na tym samym oddziale położniczym w Poznaniu, mieszkałyśmy od zawsze na tym samym osiedlu, wychowałyśmy się na tym samym podwórzu, siedziałyśmy ze sobą w ławce aż do czasów gimnazjalnych, by w liceum iść do klas o zupełnie innych profilach, ale spotykać się ze sobą co przerwę na korytarzu. Kiedy Mania zdecydowała zmienić otoczenie i pójść na Uniwersytet Jagielloński do Krakowa, wszyscy myśleli, że pojadę z nią. Mimo wielu różnic, byłyśmy takimi papużkami nierozłączkami. Aż do teraz. Ja zostałam w Poznaniu, ona za to była w Krakowie. Kontaktowałyśmy się ze sobą bardzo często i mimo rozłąki nic się między nami nie zmieniło. Dbałyśmy, aby wszystko było tak jak dawniej, bo gdyby coś zaczęło się zmieniać i iść w złą stronę, jedna z nas na pewno przeniosłaby się do innego miasta, by być bliżej drugiej. Dam sobie za to rękę uciąć.
- Mania, co się stało? - spytałam zatroskana, jednak odpowiedział mi tylko i wyłącznie jej zduszony szloch. - Boże, kochana, tylko nie płacz, wiesz przecież, że nie umiem pocieszać... Uspokój się i powiedz mi, co się stało? - ponowiłam pytanie.
- Chciałam się pożegnać... - usłyszałam wreszcie jej szept, ale żeby dotarł do mnie sens jej słów, musiałam się nieźle wysilić.
- Ale jak to pożegnać? Wyjeżdżasz gdzieś? Na jak długo? - dopytywałam, nie doczekawszy się jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Wybacz mi... Ale ja już nie mogę... Inaczej nie potrafię... - usłyszałam.
Nie rozumiałam nic z tego, co do mnie mówiła. Jej ton głosu niepokoił mnie niesamowicie. Do głowy nie przychodziła mi żadna myśl, co się mogło stać i o co chodzi Mańce.
- Co mam ci wybaczyć? Powiedz mi, co się stało, a razem coś poradzimy. Mańka, odezwij się! - prawie że już krzyczałam do słuchawki.
- Na to już nic się nie poradzi... Przepraszam - usłyszałam jeszcze, po czym dziewczyna się rozłączyła.
- Mania, Mańka! - mówiłam wciąż do słuchawki, ale nikt mi już nie odpowiedział.
Próbowałam się do niej dodzwonić, ale nie odbierała moich telefonów, a po chwili wyłączyła komórkę. Aż cała się trzęsłam ze strachu o nią. Coś poważnego musiało się stać, ona nigdy tak się nie zachowywała. Zawsze była wrażliwa, o wiele bardziej ode mnie. Wiele rzeczy brała do siebie, przejmowała się wszystkim i wszystkimi naokoło. Zawsze to ja doprowadzałam ją do porządku, a teraz mnie obok niej nie ma, aby móc coś na to poradzić. Bałam się, że jeżeli ktoś jej coś złego zrobił, to ona przez to sobie coś zrobi, a tego bym nie przeżyła. Nie darowałabym sobie nigdy, że nie mogłam jej pomóc…
Fabian przyglądał się moim nerwowym ruchom, nie przeszkadzając mi w ogóle. Kompletnie bym o nim zapomniała, gdyby nie spytał:
- Co się stało?
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach. Dziwny strach, który odczuwałam w tej chwili, doprowadzał mnie niemal do rozpaczy. Zaczęłam się trząś jak osika, powoli zaczynając panikować, co było do mnie niepodobne.
- Dzwoniła moja przyjaciółka. Zachowywała się dosyć dziwnie... Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale boję się, że sobie coś zrobi. Czuję to… Nie wiem, co robić... Muszę jej jakoś pomóc, ale nie wiem, jak... - jąkałam się, próbując się uspokoić, ale z marnym skutkiem.
Chłopak momentalnie znalazł się obok mnie i objął mnie ramieniem, mówiąc uspokajającym tonem głosu:
- Spokojnie. Skoro jest to twoja przyjaciółka, to musisz dobrze ją znać, więc na pewno wpadnie ci do głowy jakiś pomysł. Musisz się tylko uspokoić i pomyśleć przez chwilę nad rozwiązaniem.
Miał rację. Zdecydowanie miał rację w tej chwili. Wzięłam więc kilka wdechów i zaczęłam myśleć bardziej pozytywnie. I pomysł jakby samoistnie pojawił się w mojej głowie. Wiedziałam już dokładnie, co muszę zrobić. Przecież wciąż jestem w Częstochowie, stąd do Krakowa nie jest tak daleko jak z Poznania. Zawsze zabieram ze sobą klucze do jej mieszkania, tak na wszelki wypadek, gdybym nagle zapragnęła z Częstochowy dostać się do niej, do Krakowa, by na przykład zrobić jej niespodziankę. Wiedziałam, że dopóki sama nie sprawdzę, czy wszystko jest z nią w porządku, nie uspokoję się. A jej dzisiejszego telefonu nie mogłam zignorować, bo to nie było normalne zachowanie.
- Muszę jechać do Krakowa - powiedziałam na głos, sama do siebie, podejmując decyzję.
Zastanawiałam się, jak długo zajmie mi podróż i jak najszybciej się tam dostanę. Nie spodziewałam się tego, co powie Fabian.
- Dobrze, zbieraj się, zawiozę cię tam.
- Co? - zdziwiłam się, spoglądając na niego wielkimi oczami. - Pojadę pociągiem, przecież masz trening… ja nie mogę... – plątałam się, próbując się jakoś wykręcić.
- Cicho! - przerwał mi kategorycznie siatkarz. - Nie pozwolę ci jechać samej w takim stanie pociągiem. Do Krakowa przecież nie jest tak daleko, a autem będzie o wiele szybciej. A do tego, będę spokojniejszy jeżeli będę pewien, że wszystko w porządku. Z tobą i z nią. I nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu – zakończył kategorycznie, zanim zdążyłam otworzyć ust, by znów się mu sprzeciwić.
Ale tak właściwie, to nie miałam zamiaru tego robić po raz kolejny. Zaimponował mi swoją stanowczością. I dobrym sercem, jakie mi w tej chwili okazał. Prawie nieznanej mu dziewczynie. Ucałowałam go w policzek w podziękowaniu. Chłopak uśmiechnął się do mnie, by po chwili wyciągnąć mnie z kawiarni i wsadzić do swojego samochodu.
- Najpierw na to osiedle, co ostatnio. Muszę wziąć swoje rzeczy od Kariny, tam mam też klucze do jej mieszkania – rzuciłam, znów będąc twardą i racjonalnie myślącą Tatianą, która się nie rozkleja i nie panikuje z byle powodu.
Fabian nic nie mówił, skupił się na trasie i podrzucił mnie tam, gdzie chciałam. Kazałam mu zaczekać na mnie w aucie, po czym biegiem puściłam się po schodach częstochowskiej kamienicy. Chwilę później pakowałam w pośpiechu wszystkie swoje rzeczy do torby.
W takiej sytuacji zastała mnie Karina.
- Widziałam na dole tego siatkarzyka. A jednak mnie okłamałaś... - zaśmiała się, ale przerwała, gdy zobaczyła co wyczyniam. - Co ty robisz? - spytała, wciąż przyglądając się moim nerwowym ruchom.
- Dzwoniła Mańka... - mówiłam nerwowo, nie przerywając wrzucania wszystkiego do torby. - Nie wiem co się stało, ale prosiła mnie o wybaczenie... była w totalnej rozsypce. Jadę więc do Krakowa, muszę sprawdzić co się z nią dzieje, upewnić się, że wszystko jest w porządku. A Fabian mnie zawiezie - zakomunikowałam jej.
- To miło z jego strony - dziewczyna uśmiechnęła się. - Bardzo dobrze, że z tobą tam pojedzie. Samej bym cię nie puściła, a nie mogę jechać z tobą, bo wywalą mnie z roboty, jak się jutro znowu w niej nie pokażę - powiedziała, pomagając mi już w pakowaniu. - Ale będziesz musiała mi go w końcu przedstawić - dodała, wpychając mi do ręki kurtkę, gdy stałyśmy już w drzwiach.
- Dobrze, następnym razem - obiecałam jej, zbiegając po schodach.
Zanim wsiadłam do samochodu Fabiana, zdążyłam jeszcze usłyszeć, jak blondynka wydziera się do mnie przez okno:
- I daj znać, jak dojedziecie, no i czy wszystko w porządku!
Obiecałam jej to w pośpiechu, po czym wpakowałam się do auta rozgrywającego, by chwilę później z piskiem opon odjechaliśmy z parkingu przed osiedlem.





ciąg dalszy nastąpi...



___________________________________

Zepsułam to, wiem. Wybaczcie.
Miało być wczoraj, ale jest dzisiaj, bowiem od poniedziałku wieczora leżałam plackiem w łóżku, nie mając siły na nic. 39 stopni gorączki, nie polecam. Ale dziś już jest lepiej, dlatego jestem.
I to spotkanie będzie w trzech częściach. Ktoś, kto kiedykolwiek czytał coś co wychodziło spod mojej klawiatury, doskonale wie, że ja tak po prostu mam - czasem za bardzo się rozpisuję.
Mam nadzieję, że do za tydzień. Bądźcie zdrowi.

1 komentarz:

  1. Jestem pod ogromnym wrażeniem determinacji,z jaką Fabian pokonywał opór Siwej. Tatiana,co zresztą od początku było widać,ma dość mocno określony charakter,stara się racjonalizować dość znaczny wycinek rzeczywistości wokół siebie,a tutaj wkracza Drzyzga ze swoim pojmowaniem świata i pupa zbita! :-D Może w sumie zbytnio wszystko wyolbrzymiam,ale tak już mam :-D Idąc dalej tym tokiem rozumowania stwierdzam jeszcze,że sportowcowi,na miejscu naszej bohaterki,ja bym niemal od razu zaufała ;-) Fabian wydaje się bardzo,bardzo w porządku,a to,jak pomaga Siwej jest po prostu słodkie! Czyżby przełamanie idylli miało nastąpić w Krakowie? trochę się boję tego,co Mania zdecydowała się uczynić,oby nic się jej nie stało! PS Noszę się z założeniem nowego bloga. Koncepcja jeszcze jest w większości w proszku,ale pracuję nad nią . Strach się bać! :-D pozdrowienia! Cmok! Cmok! :-D

    OdpowiedzUsuń