Siedzieliśmy
w tej samej kawiarni co ostatnio. Przez całą drogę z hali do tego miejsca
praktycznie się do siebie nie odzywaliśmy. Fabian w kilka minut się przebrał,
jakby bał się, że mu w tym czasie ucieknę, po czym zaciągnął mnie tutaj, abyśmy
nie natknęli się na nikogo po drodze i mogli spokojnie ze sobą porozmawiać. Nie
wiedziałam, o czym mielibyśmy rozmawiać, ale się zgodziłam. Nie widziałam
innego wyjścia. Nie miałam zamiaru uciekać, bo nawet nie wiedziałabym, przed
czym mam to zrobić. Równie mocno nie wiedziałam, dlaczego w ogóle musimy ze
sobą porozmawiać. Może więc ciekawość nie pozwoliła mi stamtąd jak najszybciej czmychnąć?
- Jesteś
na mnie zła? - spytał Fabian zatroskany, przyglądając mi się dosyć uważnie.
Zdążył
już złożyć zamówienie, stąd przed moim nosem stała parująca filiżanka kawy i
słynna już z poprzedniego naszego spotkania szarlotka. Do tej pory zamieniłam z nim tylko dwa słowa. I sama nie
wiedziałam dlaczego, ale byłam prawie że wściekła na niego.
- Tak -
powiedziałam, spoglądając wreszcie na niego.
Zdziwiła
go moja odpowiedź, ale przyjął ją ze spokojem.
-
Dlaczego? - spytał zaciekawiony.
- Bo
kompletnie nie liczysz się z moim zdaniem – wypaliłam, zanim tak na dobre
pomyślałam co mówię - tak samo jak Wiśnia. Oboje nie spytaliście się mnie o moje
zdanie, tylko załatwiliście wszystko za moimi plecami, czego wręcz nie znoszę - wyjaśniłam.
- Mogę ci
przyrzec, jeśli chcesz, że nie miałem nic wspólnego z dzisiejszym zachowaniem Łukasza. Sam
to wszystko wymyślił, musisz mi uwierzyć. On bardzo lubi się wtrącać w nie
swoje sprawy, uważa to za swego rodzaju misję, aby pogodzić skłócone ze sobą osoby, gdy widzi, że się z tym męczą – wyjaśnił mi spokojnie siatkarz.
-
No cóż... trudno nie zauważyć, że Łukasz ma specyficzny styl bycia – mruknęłam z nikłym uśmiechem.
- No właśnie. A poza tym, to zawsze
możesz stąd iść, nie będę cię zatrzymywał - powiedział spokojnie, nie widząc problemu.
Jego
spokój jeszcze bardziej mnie rozwścieczał.
- Wiem -
syknęłam wręcz. - Ale może to i lepiej, że tutaj jestem. Wyjaśnimy sobie...
choć sama nie wiem, co mamy do wyjaśnienia, ale okej... wyjaśnimy sobie to co
powinniśmy, a potem wszystko wróci do normy - mówiłam oschle, nakreślając rękami
w powietrzu jakieś dziwne znaki, dla mnie samej niezrozumiałe.
Sama nie
wiedziałam, co się ze mną działo. Przecież tak naprawdę cieszyłam się z tego,
że go znowu widzę, ale coś we mnie rozkazywało mi tego nie okazywać i przyjąć
taką pozę. Może to strach podrzucał mi takie rozwiązanie?
- Tatiana,
co się dzieje? Jesteś jakaś inna niż ostatnio… - powiedział lekko zdziwiony moim
zachowaniem siatkarz.
- A co
jeśli taka jestem naprawdę? - spytałam zadziornie. - To wiele zmienia, prawda?
- zaśmiałam się.
Fabian
przyglądał mi się z uwagą. Chyba nie wierzył w to, co się dzieje. Czułam, jak
szuka jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Jak stara się znaleźć jakiś maleńki
pozytyw w tym, co się właśnie dzieje.
Spojrzałam
w okno. Nie mogłam już dłużej wytrzymać jego wnikliwego spojrzenia. Bałam się, że za chwilę zmięknę,
że to wszystko po prostu minie... I choć nie chciałam go katować, bo to nie on był winien
przyjmowanej przeze mnie pozy, nie potrafiłam przestać, bo musiałam się bronić.
Nie mogłam zaufać, nie mogłam pozwolić sobie na to kolejny raz. Siatkarz powinien
wstać i sobie pójść, a nie wszystko przyjmować ze stoickim spokojem, co nie
pomagało mi w dalszym wściekaniu się na niego.
- Coś się
zmieniło? Możesz powiedzieć mi wszystko - Fabian przerwał tą ciszę, która
zapanowała między nami.
- Nic,
wszystko jest po staremu - rzuciłam na odczepnego. - Dlaczego my tu tak
właściwie siedzimy? - spytałam łagodniej, zmieniając temat.
Fabian
podrapał się po głowie, jakby zastanawiając się nad właściwą odpowiedzią.
- Mógłbym
kłamać, ale chyba nie ma w tym sensu. Po prostu, chciałbym cię lepiej poznać,
nic więcej - odpowiedział z nieśmiałym uśmiechem i mogłabym sobie dać rękę
uciąć, że mówi szczerze.
- A co
jeśli ci na to nie pozwolę? - spytałam, opuszczając już trochę gardę, za którą
się kryłam do tej pory.
-
Dlaczego? - spytał, wciąż z tym spokojem.
- Bo tego
nie rozumiem. Niczego nie rozumiem... - przyznałam się mu będąc trochę bezradną. - Dlaczego akurat ja? Z
pewnością masz mnóstwo przyjaciół, więc dlaczego cię interesuję? Po co ci
kolejna znajoma?
-
Intrygujesz mnie, to chyba najprostsza odpowiedź... Jesteś inna od wszystkich
dotąd spotkanych przeze mnie osób... Od większości do tej pory poznanym przeze mnie kibiców. Nie wiem, nie umiem tego jakoś inaczej
wyjaśnić. Coś mnie do ciebie ciągnie, sam nie wiem co... Nie każ mi tego
wyjaśniać, bo nie potrafię... proszę cię - plątał się.
Serce mi
zmiękło, widząc jego zagubienie we własnych myślach. Dokładnie takie, jakie ja
odczuwałam jeszcze niedawno. Rozumiałam go. Może on naprawdę ma szczere
intencje? Może nie warto się już tak bardzo bronić przed tą znajomością? W
końcu, on mieszka w Częstochowie, a ja w Poznaniu i jakby co, będzie łatwo to
wszystko zerwać, uciec od tego. Nie pozwolę nikomu
już nigdy więcej źle siebie traktować. Z drugiej jednak strony, czy tyle
kilometrów może pozwolić na utrzymanie jakichkolwiek kontaktów? Czy w ogóle
powinnam się w to wszystko pchać i próbować? A co, jeśli się przywiążę i to
wszystko rozwali się przez kilometry? Przecież on całego życia nie spędzi w
Częstochowie, choćby nie wiem co... Dostanie propozycję z dobrego zagranicznego klubu i wszystko szlag jasny trafi. Ale nie
mogę nad tym teraz myśleć, nie mogę tego rozważać w tym momencie, muszę coś postanowić. W tej
chwili. Której więc strony mam posłuchać, głupiego serca i jego jeszcze
głupszej siostry intuicji, czy mądrzejszego brata rozumu i jego pobratymca
podświadomości?
Biłam się
z własnymi myślami, a Fabian mi się po prostu przyglądał. Nie naciskał przez
dłuższy czas na mnie, pozwalając mi w spokoju pomyśleć. Chyba jednak nie mógł
wytrzymać tej niepewności, bo zaczął:
-
Tatiana...
Przerwałam
mu jednak:
- To co
chcesz wiedzieć?
Podjęłam
decyzję momentalnie, kiedy tylko usłyszałam jego głos i obym nigdy jej nie pożałowała. Obym znowu się nie
zawiodła na drugim człowieku płci przeciwnej. Fabian chyba nie spodziewał się po mnie takiej odpowiedzi, bo zastygł
w bezruchu na dłuższą chwilę, po czym wypalił, jakby z wyrzutem:
-
Dlaczego w ciągu ostatnich tygodni nie spotkałem cię na żadnym meczu?
- A skąd
wiesz, że mnie nie było? - powiedziałam, zanim ugryzłam się w język. Powinnam
odpowiadać mu na pytanie, a nie wciąż go podpuszczać. Nie umiałam jednak inaczej, taka już moja natura.
- Bo cię
szukałem i nie zauważyłem - przyznał się.
-
Naprawdę? - zdziwiłam się, a on potwierdził to skinieniem głowy.
Zrobiło
mi się dziwnie ciepło na sercu, że mnie szukał. Nie wiedziałam co to oznacza,
ale spodobało mi się to uczucie. Uśmiechnęłam się do niego.
- Bo
przyjeżdżam raz na miesiąc na mecz, czasem raz na dwa miesiące. To zależy od
pieniędzy i czasu, jakim dysponuję w danej chwili - odpowiedziałam w końcu bez
żadnej tajemniczości. Chyba po raz pierwszy podczas naszej znajomości.
- Ale jak
to... przyjeżdżasz? - nie rozumiał. - Skąd?
- Z
Poznania. Mieszkam i studiuję w Poznaniu. Jestem Poznanianką, która kocha wasz
częstochowski AZS - rzuciłam beztrosko, jakby to było najnormalniejszą rzeczą
na świecie.
Bo przecież dla
mnie to było normalne.
- Ale jak
to? Dlaczego? - ta informacja wprowadziła go w stan zdezorientowania.
- Hm…
sama do końca nie wiem. Mój pierwszy mecz Plus Ligi, jaki obejrzałam przeszło
pięć lat temu, to Częstochowa kontra Bełchatów. Kibicowałam teoretycznie
słabszym, czyli wam, a wy... wygraliście. Później oglądałam wasze dalsze mecze
w lidze, czy w Europie i się zakochałam. Po prostu, ot tak. Od jakiegoś roku
jeżdżę sobie raz na jakiś czas, by obejrzeć wasze mecze, tak dla od stresowania
- wyjaśniłam.
- Dlaczego
mi nie powiedziałaś, że jesteś z Poznania? – spytał nagle Fabian.
- A co by
to zmieniło? – zdziwiłam się.
Dla mnie
to było logiczne. Po co miałam mu mówić, skąd jestem, skoro według mnie nigdy
więcej nie mieliśmy się spotkać?
- Dużo. Na
przykład to, że szukałbym cie na Politechnice Poznańskiej, a nie
Częstochowskiej - wyjaśnił.
- Po co
mnie tak właściwie szukałeś? – zdziwiłam się po raz kolejny.
- Bo chcę
cię poznać. A poza tym, chyba musimy dokończyć naszą ostatnią kawę – uśmiechnął
się w moim kierunku. - Dlaczego więc nic mi na ten temat nie powiedziałaś?
- Bo nie
sądziłam, że kiedykolwiek się jeszcze spotkamy… to znaczy, wiedziałam, że ja
będę cię widzieć z trybun, ale niekoniecznie ty zobaczysz mnie. Nie myślałam,
że będziesz mnie szukał, że jeszcze kiedykolwiek będziemy ze sobą rozmawiać –
odpowiedziałam szczerze.
Skoro on
był szczery, ja też mogłam taka być. Niech wie, że nie mam zamiaru przed nim
czegokolwiek ukrywać.
- A dlaczego miałbym się nie szukać? – tym razem
to siatkarz był zdziwiony.
- Zadawałam
sobie podobne pytanie… a mianowicie, dlaczego miałbyś mnie szukać i wiesz, że
nie umiałam wymyślić żadnego argumentu na potwierdzenie tego? – spytałam z uśmiechem.
- Cieszę się, że mimo wszystko udało nam się jednak ponownie
zobaczyć – dodał Fabian.
- Ja też,
ale to wciąż jest spora różnica kilometrów między nami, której nie da się przeskoczyć… - mówiłam, dalej trwając przy swoim. - Nadal chcesz mnie poznać? – spytałam.
Uśmiechnęłam
się trochę triumfująco, spoglądając na niego i oczekując jakieś deklaracji z jego strony. Nie
mogłam się powstrzymać przed taką reakcją.
- Tak,
chcę – odpowiedział od razu, czym kolejny raz zaskoczył mnie dzisiejszego dnia.
- Cieszę
się - uśmiechnęłam się.
Naprawdę
się cieszyłam, że nie spanikował i że taka przeciwność losu go do mnie nie
zniechęciła. Większość na pewno nawet by nie próbowała się lepiej poznać, choćby nie wiem co, ale nie on. Dlatego byłam zaskoczona jego zachowaniem, ale jednocześnie zadowolona, że
wszystko się tak dobrze potoczyło. Chyba coraz bardziej i ja chciałam móc
utrzymać z nim jakiś kontakt. Trochę mnie to martwiło, zważywszy na fakt, że miałam
przestać tak łatwo wierzyć facetom, jednak jednocześnie nie umiałam się przed
tym bronić. Nie, jeśli chodziło o Fabiana...
Nagle, ale tak samo jak ostatnio, poczułam wibrację telefonu,
spoczywającego tym razem w kieszeni moich spodni. Roześmiałam się z tej
analogii i przeprosiłam Fabiana. Spodziewałam się, że tak jak ostatnio, to
Karina będzie się do mnie dobijać, w końcu i tym razem jej nie poinformowałam,
że wrócę później. Jak widać, dziewczyna jeszcze się o mnie nie martwiła, bo na ekranie telefonu wyświetlił mi się zupełnie inny numer. Nie
spodziewałam się, że zadzwoni do mnie właśnie Mania.
- Cześć,
słoneczko! Co tam u ciebie w pięknym Krakowie? - spytałam beztrosko.
Po
drugiej stronie jednak nie usłyszałam nic w podobnym tonie, co nie było podobne
do mojej przyjaciółki od czasów porodówki. Urodziłyśmy się w przeciągu kilku
dni na tym samym oddziale położniczym w Poznaniu, mieszkałyśmy od zawsze na tym
samym osiedlu, wychowałyśmy się na tym samym podwórzu, siedziałyśmy ze sobą w
ławce aż do czasów gimnazjalnych, by w liceum iść do klas o zupełnie innych profilach, ale spotykać
się ze sobą co przerwę na korytarzu. Kiedy Mania zdecydowała zmienić otoczenie
i pójść na Uniwersytet Jagielloński do Krakowa, wszyscy myśleli, że pojadę z
nią. Mimo wielu różnic, byłyśmy takimi papużkami nierozłączkami. Aż do teraz.
Ja zostałam w Poznaniu, ona za to była w Krakowie. Kontaktowałyśmy się ze sobą
bardzo często i mimo rozłąki nic się między nami nie zmieniło. Dbałyśmy,
aby wszystko było tak jak dawniej, bo gdyby coś zaczęło się zmieniać i iść w złą stronę, jedna z
nas na pewno przeniosłaby się do innego miasta, by być bliżej drugiej. Dam sobie za to rękę uciąć.
- Mania,
co się stało? - spytałam zatroskana, jednak odpowiedział mi tylko i wyłącznie
jej zduszony szloch. - Boże, kochana, tylko nie płacz, wiesz przecież, że nie umiem
pocieszać... Uspokój się i powiedz mi, co się stało? - ponowiłam pytanie.
-
Chciałam się pożegnać... - usłyszałam wreszcie jej szept, ale żeby dotarł do
mnie sens jej słów, musiałam się nieźle wysilić.
- Ale jak
to pożegnać? Wyjeżdżasz gdzieś? Na jak długo? - dopytywałam, nie doczekawszy
się jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Wybacz
mi... Ale ja już nie mogę... Inaczej nie potrafię... - usłyszałam.
Nie rozumiałam
nic z tego, co do mnie mówiła. Jej ton głosu niepokoił mnie niesamowicie. Do
głowy nie przychodziła mi żadna myśl, co się mogło stać i o co chodzi Mańce.
- Co mam
ci wybaczyć? Powiedz mi, co się stało, a razem coś poradzimy. Mańka, odezwij
się! - prawie że już krzyczałam do słuchawki.
- Na to
już nic się nie poradzi... Przepraszam - usłyszałam jeszcze, po czym dziewczyna
się rozłączyła.
- Mania,
Mańka! - mówiłam wciąż do słuchawki, ale nikt mi już nie odpowiedział.
Próbowałam
się do niej dodzwonić, ale nie odbierała moich telefonów, a po chwili wyłączyła
komórkę. Aż cała się trzęsłam ze strachu o nią. Coś poważnego musiało się stać,
ona nigdy tak się nie zachowywała. Zawsze była wrażliwa, o wiele bardziej ode
mnie. Wiele rzeczy brała do siebie, przejmowała się wszystkim i wszystkimi
naokoło. Zawsze to ja doprowadzałam ją do porządku, a teraz mnie obok niej nie
ma, aby móc coś na to poradzić. Bałam się, że jeżeli ktoś jej coś złego zrobił,
to ona przez to sobie coś zrobi, a tego bym nie przeżyła. Nie darowałabym sobie
nigdy, że nie mogłam jej pomóc…
Fabian przyglądał
się moim nerwowym ruchom, nie przeszkadzając mi w ogóle. Kompletnie bym o nim
zapomniała, gdyby nie spytał:
- Co się
stało?
Spojrzałam
na niego ze łzami w oczach. Dziwny strach, który odczuwałam w tej chwili,
doprowadzał mnie niemal do rozpaczy. Zaczęłam się trząś jak osika, powoli
zaczynając panikować, co było do mnie niepodobne.
-
Dzwoniła moja przyjaciółka. Zachowywała się dosyć dziwnie... Nie wiem, skąd mi
się to wzięło, ale boję się, że sobie coś zrobi. Czuję to… Nie wiem, co
robić... Muszę jej jakoś pomóc, ale nie wiem, jak... - jąkałam się, próbując
się uspokoić, ale z marnym skutkiem.
Chłopak
momentalnie znalazł się obok mnie i objął mnie ramieniem, mówiąc uspokajającym
tonem głosu:
-
Spokojnie. Skoro jest to twoja przyjaciółka, to musisz dobrze ją znać, więc na
pewno wpadnie ci do głowy jakiś pomysł. Musisz się tylko uspokoić i pomyśleć
przez chwilę nad rozwiązaniem.
Miał
rację. Zdecydowanie miał rację w tej chwili. Wzięłam więc kilka wdechów i
zaczęłam myśleć bardziej pozytywnie. I pomysł jakby samoistnie pojawił się w
mojej głowie. Wiedziałam już dokładnie, co muszę zrobić. Przecież wciąż jestem
w Częstochowie, stąd do Krakowa nie jest tak daleko jak z Poznania. Zawsze
zabieram ze sobą klucze do jej mieszkania, tak na wszelki wypadek, gdybym nagle
zapragnęła z Częstochowy dostać się do niej, do Krakowa, by na przykład zrobić jej
niespodziankę. Wiedziałam, że dopóki sama nie sprawdzę, czy wszystko jest z nią
w porządku, nie uspokoję się. A jej dzisiejszego telefonu nie mogłam zignorować,
bo to nie było normalne zachowanie.
- Muszę
jechać do Krakowa - powiedziałam na głos, sama do siebie, podejmując decyzję.
Zastanawiałam
się, jak długo zajmie mi podróż i jak najszybciej się tam dostanę. Nie
spodziewałam się tego, co powie Fabian.
- Dobrze,
zbieraj się, zawiozę cię tam.
- Co? -
zdziwiłam się, spoglądając na niego wielkimi oczami. - Pojadę pociągiem,
przecież masz trening… ja nie mogę... – plątałam się, próbując się jakoś
wykręcić.
- Cicho!
- przerwał mi kategorycznie siatkarz. - Nie pozwolę ci jechać samej w takim
stanie pociągiem. Do Krakowa przecież nie jest tak daleko, a autem będzie o
wiele szybciej. A do tego, będę spokojniejszy jeżeli będę pewien, że wszystko w
porządku. Z tobą i z nią. I nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu – zakończył kategorycznie,
zanim zdążyłam otworzyć ust, by znów się mu sprzeciwić.
Ale tak
właściwie, to nie miałam zamiaru tego robić po raz kolejny. Zaimponował mi
swoją stanowczością. I dobrym sercem, jakie mi w tej chwili okazał. Prawie
nieznanej mu dziewczynie. Ucałowałam go w policzek w podziękowaniu. Chłopak
uśmiechnął się do mnie, by po chwili wyciągnąć mnie z kawiarni i wsadzić do
swojego samochodu.
-
Najpierw na to osiedle, co ostatnio. Muszę wziąć swoje rzeczy od Kariny, tam
mam też klucze do jej mieszkania – rzuciłam, znów będąc twardą i racjonalnie
myślącą Tatianą, która się nie rozkleja i nie panikuje z byle powodu.
Fabian
nic nie mówił, skupił się na trasie i podrzucił mnie tam, gdzie chciałam.
Kazałam mu zaczekać na mnie w aucie, po czym biegiem puściłam się po schodach
częstochowskiej kamienicy. Chwilę później pakowałam w pośpiechu wszystkie swoje
rzeczy do torby.
W takiej
sytuacji zastała mnie Karina.
-
Widziałam na dole tego siatkarzyka. A jednak mnie okłamałaś... - zaśmiała się,
ale przerwała, gdy zobaczyła co wyczyniam. - Co ty robisz? - spytała, wciąż przyglądając
się moim nerwowym ruchom.
-
Dzwoniła Mańka... - mówiłam nerwowo, nie przerywając wrzucania wszystkiego do
torby. - Nie wiem co się stało, ale prosiła mnie o wybaczenie... była w
totalnej rozsypce. Jadę więc do Krakowa, muszę sprawdzić co się z nią dzieje,
upewnić się, że wszystko jest w porządku. A Fabian mnie zawiezie -
zakomunikowałam jej.
- To miło
z jego strony - dziewczyna uśmiechnęła się. - Bardzo dobrze, że z tobą tam
pojedzie. Samej bym cię nie puściła, a nie mogę jechać z tobą, bo wywalą mnie z
roboty, jak się jutro znowu w niej nie pokażę - powiedziała, pomagając mi już w
pakowaniu. - Ale będziesz musiała mi go w końcu przedstawić - dodała, wpychając
mi do ręki kurtkę, gdy stałyśmy już w drzwiach.
- Dobrze,
następnym razem - obiecałam jej, zbiegając po schodach.
Zanim
wsiadłam do samochodu Fabiana, zdążyłam jeszcze usłyszeć, jak blondynka
wydziera się do mnie przez okno:
- I daj
znać, jak dojedziecie, no i czy wszystko w porządku!
Obiecałam
jej to w pośpiechu, po czym wpakowałam się do auta rozgrywającego, by chwilę
później z piskiem opon odjechaliśmy z parkingu przed osiedlem.
ciąg dalszy nastąpi...
___________________________________
Zepsułam to, wiem. Wybaczcie.
Miało być wczoraj, ale jest dzisiaj, bowiem od poniedziałku wieczora leżałam plackiem w łóżku, nie mając siły na nic. 39 stopni gorączki, nie polecam. Ale dziś już jest lepiej, dlatego jestem.
I to spotkanie będzie w trzech częściach. Ktoś, kto kiedykolwiek czytał coś co wychodziło spod mojej klawiatury, doskonale wie, że ja tak po prostu mam - czasem za bardzo się rozpisuję.
Mam nadzieję, że do za tydzień. Bądźcie zdrowi.
Jestem pod ogromnym wrażeniem determinacji,z jaką Fabian pokonywał opór Siwej. Tatiana,co zresztą od początku było widać,ma dość mocno określony charakter,stara się racjonalizować dość znaczny wycinek rzeczywistości wokół siebie,a tutaj wkracza Drzyzga ze swoim pojmowaniem świata i pupa zbita! :-D Może w sumie zbytnio wszystko wyolbrzymiam,ale tak już mam :-D Idąc dalej tym tokiem rozumowania stwierdzam jeszcze,że sportowcowi,na miejscu naszej bohaterki,ja bym niemal od razu zaufała ;-) Fabian wydaje się bardzo,bardzo w porządku,a to,jak pomaga Siwej jest po prostu słodkie! Czyżby przełamanie idylli miało nastąpić w Krakowie? trochę się boję tego,co Mania zdecydowała się uczynić,oby nic się jej nie stało! PS Noszę się z założeniem nowego bloga. Koncepcja jeszcze jest w większości w proszku,ale pracuję nad nią . Strach się bać! :-D pozdrowienia! Cmok! Cmok! :-D
OdpowiedzUsuń