Chciałem
się jej zapytać, dlaczego była dla mnie taka oschła na początku naszej rozmowy
w kawiarni, ale wiedziałem, że to nie jest odpowiedni moment na takie pytania. Dziewczyna
szalała z niepewności i strachu, próbując dodzwonić się do swojej przyjaciółki.
Chwilę później przeszukała całą torebkę w poszukiwaniu numeru telefonu jej
chłopaka, ale jak na złość go zgubiła. Wyklinała sobie, że przez swoje
uprzedzenia do jej faceta, nie zapisała sobie jego numeru w komórce. Miałem
cichą nadzieję, że może się trochę prześpi, ale nic na to nie wskazywało. I nie
powinienem się temu dziwić, bo jak mogłaby spać, kiedy targają nią jak
najgorsze przeczucia. Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt wiele podczas podróży.
Tatiana powiedziała mi tylko, że musiało stać się coś naprawdę złego, bo Mańka
nigdy się tak nie zachowywała. Obawiała się najgorszego, mimo że starała się
myśleć pozytywnie. I być spokojną i racjonalną osobą, co w takich emocjach jest bardzo trudne. Doskonale wiedziałem, że w tej chwili każda minuta dłużyła
się jej w nieskończoność, dlatego dla niej łamałem wszystkie możliwe przepisy
drogowe jak leci, choć wcale mnie o to nie prosiła.
-
Możesz napisać do Łukasza, że wszystko ze mną w porządku i że spotkamy się
jutro, bo wciąż jestem z tobą? - spytałem, wskazując dziewczynie
mój telefon, leżący w samochodowym kuferku. Kiedy pokiwała twierdząco głową,
dodałem: - Jest zapisany jako Wiśnia.
Tatiana
szybko wystukała wiadomość na klawiaturze mojego dotykowego telefonu, po czym ją wysłała.
Później wysłała podobnego esemesa do mojego ojca, żeby się nie denerwował, że
nie ma mnie w mieszkaniu (gdyby mnie w nim szukał, a to wielce prawdopodobne). Nie minęło kilka minut, a przyszła odpowiedź. Na
szczęście od Łukasza. Kazałem jej ją odebrać. Od niego mogłem jej pozwolić, od
ojca już nie bardzo. Nie jest on zbytnio zachwycony tym, że rozstałem się z Gosią, jego
ulubienicą, i zacząłem pokazywać się z nową kobietą u boku. Nie docierało do niego, że to była wina Gośki, a nie moja, że to ona postanowiła zakończyć nasz związek, bo sobie nie radziła z siatkówką i wszystkim, co jest z tym sportem związane. A do tego pojawienie się Tatiany utwierdziło ojca w przekonaniu, że to moja wina - straciłem dla innej panny głowę i to ja zerwałem z Gosią. Wierzył wszystkiego, tylko nie mnie. Ale dla mnie teraz jego zdanie
było najmniej ważne.W końcu to moje życie, zrobię więc z nim co zechcę.
Tatiana
natomiast wciąż wzbraniała się przed kliknięciem na przycisk „odczytaj”, chcąc uszanować moją
prywatność, co mnie bardzo urzekło. Ja byłem jednak skupiony na drodze i przy
takiej prędkości nie mogłem tego odczytać, więc brunetka w końcu mi uległa.
-
To dobrze. Kropka. Czekam później na relację. Kropka. Bawcie się dobrze,
rybeńki. Kropka. A, i uściskaj ją ode mnie i przeproś, jeśli było jej
niewygodnie na moim barku. Kropka. Żółwik! - Odczytała i roześmiała się.
- Masz naprawdę niesamowitego przyjaciela - powiedziała chwilę później.
-
Wiem - rzuciłem beztrosko. - Jesteśmy już w Krakowie, jaka to ulica? - spytałem, a
Tatiana wbiła ją szybko w samochodowy GPS.
Kilkadziesiąt
minut później staliśmy pod starą kamienicą w środku miasta. To właśnie jedno z tych
mieszkań przyjaciółka Tatiany odziedziczyła po swojej zmarłej już ciotce i w nim
mieszkała. Tatiana nie chciała, abym z nią szedł na górę, bo nie wiedziała, co tam zastanie. Ja jednak byłem na tyle uparty, że
nie pozwoliłem jej postawić na swoim. I chyba dobrze się stało. Gdy dziewczyna
uporała się z zamkiem od drzwi wejściowych i zniknęła w środku
mieszkania, ja powoli podążyłem za nią. A chwilę później usłyszałem jej
zduszony krzyk dochodzący z jednego z pomieszczeń.
*
Wpadłam
do jej mieszkania jakby się paliło. Nikogo nie było widać od progu, nikt się
nie kręcił po pomieszczeniach, nikt też nie odpowiadał na moje nawoływania.
Szybko więc skierowałam się do jej pokoju. Gdy zajrzałam do środka, Mańka leżała
na łóżku i wyglądała tak, jakby spała. Miała podkrążone oczy od płaczu, a
dookoła niej walały się usmarkane chusteczki. Kiedy jednak podeszłam bliżej łóżka umieszczonego naprzeciwko drzwi, przekonałam się, że były to tylko pozory.
Dookoła niej oprócz chusteczek, leżało mnóstwo pudełek po lekach nasennych i
nie tylko. Do tego zauważyłam kilka pustych butelek wina. Krzyknęłam krótko i ledwo słyszalnie, bo tak naprawdę to
nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Ta reakcja jednak przywołała Fabiana, który wpadł
do środka i w mgnieniu oka znalazł się obok mnie.
Co
ona sobie zrobiła? Dlaczego? – zadawałam sobie w myślach pytania, nie mogąc
ruszyć się z miejsca i tępo wpatrując się w leżącą na łóżku Mańkę, przypominającą w tej chwili umarlaka.
-
Oddycha - oznajmił mi Fabian i chwilę później dzwonił już po karetkę.
Gdyby
nie on... gdyby jego ze mną nie było, nie wiedziałabym co robić. Fabian nie był z nią
związany emocjonalnie, dlatego myślał racjonalnie w tej chwili. Ja nie
potrafiłam, byłam za bardzo tym wszystkim przejęta. Gdyby nie on, zamiast
pomóc Mani jeszcze bym jej zaszkodziła. Nie zrobiłabym niczego, by ją uratować.
Boże, jaka jest ze mnie przyjaciółka? Zamiast rzucić się jej na pomoc, ja
stałam jak wryta i patrzyłam na nią ze łzami w oczach, zastanawiając się nad
motywami jej czynu! Przecież powinnam pomyśleć o tym później! Naprawdę dobrze,
że Fabian był wtedy ze mną…
Kilkadziesiąt
minut później ambulans na sygnale zabrał Mańkę do szpitala.
-
Boże, dlaczego ona to zrobiła? - spytałam ze łzami w oczach, wyrzucając z
siebie to co mnie dręczyło od samego początku i wtulając się w siatkarza, który próbował mnie
jakoś uspokoić. Mało skutecznie.
Poza tym, on nie
wiedział. Nie potrafił odpowiedzieć na zadane przeze mnie chwilę temu pytanie. Mógł tylko próbować
mnie uspokoić i jakoś podtrzymać na duchu, co zresztą czynił. W końcu, tak naprawdę to nikt nie
wiedział co się stało, prócz Mańki. Ale zabiję gnoja, który popchnął ją do tego
czynu, jak Boga kocham. Popamięta dzień, w którym zadarł z Marianną Radecką,
jednocześnie zadzierając z jej przyjaciółką, Tatianą Siwek! O!
Fabian
zawiózł mnie do szpitala i został ze mną, mimo że kategorycznie kazałam mu
wracać do Częstochowy. Przecież ma swoje życie i powinien się nim zająć. On
jednak jest uparty jak osioł. Powiedział mi, że nie mógłby mnie teraz samej
zostawić i że mam się nim nie przejmować, bo on doskonale wie co robi. Mówił to tak
przekonująco, że nie miałam już pomysłu, jak powinnam go odwieść od tego pomysłu. Młody Drzyzga
zadzwonił w międzyczasie do trenera Kardosa, aby poinformować go, że nie stawi się na jutrzejszy trening,
bo ma sytuację podbramkową. Opowiadał mu o czymś zduszonym głosem, abym go
tylko nie usłyszała. Nie miałam nawet zamiaru podsłuchiwać, zwłaszcza, że w tej
chwili na szpitalnym korytarzu pojawił się lekarz.
-
Co z nią? - dopadłam do niego, jak głodny do jedzenia.
Z
pewnością wyglądałam w tej chwili strasznie. Niesamowicie wystraszona z podpuchniętymi od
płaczu oczami i pewnie na dodatek rozczochrana przez wiatr. On jednak w ogóle nie
zwrócił na to uwagi, pewnie większość oczekujących tu na jakieś wieści wygląda podobnie.
-
Pani jest z kimś z rodziny? – spytał służbowym tonem głosu.
-
Nie, jestem jej przyjaciółką. Proszę mi powiedzieć… ja ją znalazłam… a ona jest
dla mnie jak siostra - tłumaczyłam mu nerwowo, chcąc za wszelką cenę coś z
niego wyciągnąć.
-
Dobrze, ale proszę poinformować jej rodzinę. - Pokiwałam twierdząco głową, tak na odczepnego. Zrobiłam to tylko po to, by wreszcie się czegoś konkretnego od niego dowiedzieć. - Zrobiliśmy
pacjentce płukanie żołądka, na szczęście nie doszło do poważnych uszkodzeń
wewnętrznych. W ciągu godziny dziewczyna powinna się wybudzić.
Kamień
spadł mi z serca. Nie macie pojęcia, jaką ulgę poczułam w tej chwili.
-
Czyli wszystko będzie dobrze? - dopytywałam już trochę uspokojona.
-
Fizycznie tak, nie wiadomo jednak jak pacjentka będzie się czuła psychicznie.
Ale opieka kogoś bliskiego i psychologów powinna jej pomóc - dorzucił.
-
Dziękuję panu bardzo. Mogę ją zobaczyć? - spytałam.
-
Oczywiście, za kilka minut ktoś państwa poprosi do środka - odpowiedział,
spoglądając na mnie i Fabiana.
Kiedy
tylko odszedł, z radości rzuciłam się w ramiona zaskoczonemu siatkarzowi. Nie
mogłam się nacieszyć z tego, że wszystko z Mańką w porządku, że nic jej się nie stało, że zdążyliśmy, zanim mogło być za późno. Fabian też wydawał
mi się być tym wszystkim poruszony, jakby naprawdę przejął się nieznaną mu osobą i po
usłyszeniu dobrej wiadomości z ust lekarza, uszło z niego powietrze, bo poczuł niesamowitą ulgę. Pewnie razem
jeszcze długo cieszylibyśmy się z takiego obrotu sprawy, jednak przeszkodziła
nam w tym pielęgniarka, która oznajmiła nam, że pacjentka już się wybudziła i że możemy się z nią zobaczyć. Pociągnęłam więc Fabiana za rękę i podążyłam prosto do sali, w której leżała
moja przyjaciółka.
*
Wszedłem
do sali wraz z Tatianą, mimo że nie chciałem się w to mieszać nieproszony.
Przecież tak naprawdę to nie znałem Mańki, nigdy nie widzieliśmy się na oczy, więc dziewczyna
mogła sobie nie życzyć, aby wchodził tam ktoś obcy, zwłaszcza, gdy znajdowała się w takim stanie. Tatiana jednak powiedziała,
że będzie jej ze mną raźniej, dlatego poszedłem za nią. Nie mógłbym jej odmówić. Mania leżała na
szpitalnym łóżku z otwartymi oczami, tępo wpatrując się w szpitalny sufit. Zaraz po
wejściu do sali Tatiana puściła moją dłoń. Szybko znalazła jakieś krzesełko i dostawiła je obok łóżka
Mańki, po czym usiadła na nim, wpatrując się w twarz leżącej na szatynki. Nie wiedziałem co ze sobą począć, co powinienem teraz
zrobić, jak mam się zachować, więc stanąłem trochę z ubocza i przyglądałem się
dziewczynom, czekając na rozwój sytuacji.
-
Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś. Nigdy więcej tego nie rób! Co ci do
głowy strzeliło, co? - Siwa od razu naskoczyła na szatynkę, żywo gestykulując
rękoma.
-
Przepraszam - szepnęła Mańka słabym głosem. - Ale nie powiesz niczego rodzicom,
prawda? Proszę cię - wreszcie swój wzrok przeniosła z sufitu na lekko rozzłoszczoną dziewczynę i
spojrzała na nią błagalnie.
-
Nie wiem co powinnam teraz zrobić, a co nie - mówiła szczerze Tatiana, nie
mając zamiaru mydlić oczu swojej przyjaciółce obietnicami bez pokrycia nawet w chwili, w której jej psychika może być nadwyrężona. - Nie
wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Może mi to wyjaśnisz? – spojrzała na nią
wyczekująco.
-
Siwa, proszę, nie naciskaj. Nie chcę o tym rozmawiać - szepnęła jednak szatynka.
-
Jak mam ukrywać przed twoimi rodzicami to co się stało, skoro tak naprawdę nie wiem,
dlaczego to zrobiłaś? - spytała brunetka z wyczuwalnym wyrzutem w głosie. -
Powiedz mi, proszę. Przecież wiesz, że ci pomogę. Jak zawsze. Jakoś sobie razem poradzimy z
tym problemem, ale nie mogę ci w niczym pomóc, kiedy nie wiem co się stało- Tatiana
mówiła już do Mańki o wiele łagodniejszym tonem głosu, widząc, że pierwsza
taktyka nie działa tak, jakby dziewczyna tego chciała.
Tatiany
podchody chyba powoli zaczęły skutkować, bo Mańki twarz wreszcie zaczęła zdradzać,
jakie emocje nią w tej chwili targają.
-
Będziesz z siebie zadowolona - mruknęła po chwili szatynka leżąca w szpitalnym łóżku.
-
Nie rozumiem - Tatiana spojrzała na nią lekko podejrzliwie.
-
Miałaś rację... znów miałaś rację - powtarzała szatynka w kółko.
-
O czym ty mówisz? - widać nie tylko ja niczego z tego nie rozumiałem, Tatiana również, co zaczynało ją już trochę irytować.
-
O Konradzie - Mańka wreszcie powiedziała coś innego, bardziej konkretnego.
Przynajmniej
ta informacja była konkretniejsza dla Tatiany, bo jej mina drastycznie się
zmieniła - z łagodniej, na zaciętą.
-
Co ci zrobił? - spytała, ledwo panując nad swoją złością. - Zabiję gnoja, jak
Boga kocham! – krzyknęła, wstając gwałtownie z miejsca i spacerując równolegle
do szpitalnego łóżka.
-
Powinnam cię była słuchać, ale oczywiście byłam mądrzejsza - Mańka uśmiechnęła
się ironicznie pod nosem, wypowiadając wreszcie jakieś dłuższe zdanie w ciągu
ostatnich kilku minut. - Ty znasz się na ludziach... nie ufałaś mu. Miałaś
rację... Powinnam cię była słuchać, ale była ślepo w niego zapatrzona...
Głupia.
-
Nie zawsze mam rację... - Tatiana zmarkotniała, gwałtownie stając w miejscu i
spoglądając tępo w jeden punkt na ścianie.
Szczerze
mówią, to nie za wiele rozumiałem z toczącej się tutaj rozmowy. Tylko ja w tym pokoju byłem niezorientowany
w tym wszystkim, o czym one do siebie mówiły. A nie miałem pojęcia, jak mam się dowiedzieć
czegoś konkretniejszego, jednocześnie nie przeszkadzając im w rozmowie.
-
Ale uczysz się na błędach - przypomniała jej Mańka. - Nie ufasz facetom, ja też
nie powinnam mu była ufać. Ale był taki cudowny, kochany... - nagle głos jej
się urwał.
-
Co ci zrobił? - dopytywała Tatiana, spoglądając na leżącą dziewczynę wzrokiem,
który gdyby mógł, to by ją oparzył.
- Miałam być jego kartą przetargową do kariery - zaśmiała się Mańka w głos, jakby z
własnej głupoty. - Ale może nawet nie to mnie boli najbardziej…
-
Uderzył cię, prawda? - głos Tatiany był o tym przekonany i zionął wręcz
nienawiścią.
-
Skąd wiesz? - zdziwiła się Mańka.
Ja
też byłem zdziwiony, że tak łatwo dochodziła do odpowiednich wniosków, nie
będąc bezpośrednio na nie naprowadzana. Była niczym Łukasz Wiśniewski, mój
przyjaciel.
-
Zabiję go, naprawdę zabiję - mówiła Tatiana, w ogóle nie zwracając uwagi na pytanie, które
przed chwilą Mańka skierowała w jej stronę. - Niech tylko mi się napatoczy na
drodze. Choć nie musi, sama go znajdę... - syknęła złowrogo przez zaciśnięte zęby.
Znowu
zaczęła chodzić w tę i z powrotem, tym razem jednak mamrocząc pod nosem groźby
w stronę tego całego Konrada, o którym wiedziałem tyle, co nic. I wtedy to
dopiero Mańka mnie zauważyła. Podniosła się z łóżka, żeby jakoś uspokoić
brunetkę, dzięki czemu dostrzegła moją osobę stojącą w kącie przy drzwiach.
-
Siwa, kto to jest? - spytała wystraszona, przełykając na głos ślinę i wpatrując
się we mnie intensywnie.
Tatiana
nie zaczaiła z początku o co jej chodzi, jednak zorientowała się po chwili, że
wciąż jestem w pokoju i do tego nie zostałem jej jeszcze przedstawiony. Podeszła więc
szybko do mnie i pociągnęła mnie w kierunku szpitalnego łóżka.
-
To Fabian - przedstawiła mnie dziewczynie z uśmiechem na ustach. - Pomógł mi
się tutaj dostać i znieść oczekiwanie na to, co mi powie lekarz na temat
twojego stanu zdrowia. Tak właściwie to on cię odratował, a nie ja… - przyznała
z bólem. - Byłam za bardzo przerażona tym wszystkim, nie mogłam się ruszyć, ale
na szczęście Fabian był ze mną i ci pomógł. Możesz mu ufać, ja mu ufam - powiedziała pewnie
brunetka, a mi serce rosło na jej słowa. - A to Mańka, moja przyjaciółka,
opowiadałam ci trochę o niej - skończyła przedstawianie nas jednym zdaniem na temat
szatynki skierowanym w moją stronę.
Mania przyglądała mi się badawczo przez dłuższą chwilę. Spodziewałem się, że może odczuwać strach albo
zdziwienie, czy choćby lekki dyskomfort moją obecnością w tym pomieszczeniu, ale nie wyglądała na taką. Tak
jakby wierzyła zapewnieniom Tatiany w zupełności. Patrzyła na mnie w tej chwili
tylko z czystą, ludzką ciekawością.
-
Jeśli mam wyjść, to powiedz - szepnąłem, przyglądając się jej.
-
Nie no, coś ty! - roześmiała się Mańka przyjaźnie. - Swojego wybawcę miałabym wyrzucić z pokoju?
Bardzo miło mi cię poznać, szkoda tylko, że dzieje się to w tak mało przyjemnych
okolicznościach… - powiedziała szatynka z uśmiechem. - A skoro Tatiana ci ufa,
to i ja powinnam. Mam nadzieję, że nie masz złych zamiarów jak Marcel, bo wtedy
będę musiała cię zabić - szepnęła konspiracyjnie w moją stronę, tak abym tylko ja ją usłyszał.
Nie
wyszło jej jednak to, tak jak chciała, ponieważ chwilę później usłyszeliśmy
syk, wydobywający się z ust Tatiany.
-
Proszę cię, nawet słowem o nim nie wspominaj - zażądała wręcz Siwa, patrząc z
mordem w oczach na swoją przyjaciółkę. - Zwłaszcza w mojej obecności - dodała
już nieco łagodniej, jakby przypominając sobie, co przed chwilą Mańka próbowała sobie
zrobić.
Szatynka więc szybko zamilkła, ja też nie odzywałem się słowem. Nie wiedziałem, o co
chodzi i co powinienem teraz powiedzieć. Do tego nie wiedziałem, kim jest ten
Marcel. Byłem jednak pewien, że muszę dowiedzieć się, o kogo chodzi i co on zrobił
brunetce... a później udowodnić jej, że ja taki nie jestem.
-
Nie zadzwonię do twoich rodziców - ciszę w pokoju przerwał spokojny głos
Tatiany. – Ale pod warunkiem, że już więcej tego nie zrobisz. Po wyjściu ze
szpitala pakujesz się i wracasz ze mną do Poznania na kilka tygodni. Weźmiesz
zwolnienie lekarskie, na pewno ci tu ktoś takie wystawi. Wyjedziesz z Poznania
dopiero wtedy, kiedy uznam, że możesz już tutaj wrócić, że jesteś na to gotowa. Zrozumiano? - spytała unosząc
brew nad prawym okiem.
-
Tak jest, szefowo - zaśmiała się Mania, salutując.
Wyglądała
już zdecydowanie lepiej niż kilkadziesiąt minut temu, gdy tu weszliśmy. Zdecydowanie lepiej wyglądała od momentu, gdy znaleźliśmy ją w jej mieszkaniu. Mania zachowywała się w tej chwili tak, jakby nic się nie stało, jakby
nie chciała odebrać sobie życia kilkadziesiąt minut temu. Była niesamowicie
wyluzowana i swobodna. Siedzieliśmy z nią jeszcze kilkadziesiąt minut,
rozmawiając o byle czym i nie wchodząc już na poważne tematy aż do momentu, w
którym Tatiana zarządziła Mańce przymusowy odpoczynek. Opuściliśmy więc szpital
i pojechaliśmy do mieszkania szatynki, by się przespać.
Następnego
dnia rano Tatiana spakowała rzeczy Mańki do torby, po czym postanowiła pojechać
do szpitala, by dowiedzieć się, kiedy szatynka z niego wychodzi. Mi natomiast kazała
wracać do Częstochowy. Nie chciałem tego robić, ale musiałem. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie mogę przedłużać swojego pobytu w Krakowie. Trener co prawda zgodził
się, abym opuścił poranny rozruch, ale na popołudniowy trening już musiałem się
zjawić. Pożegnałem się więc z dziewczyną, wymieniając się z nią numerem
telefonu, aby już nigdy więcej nie przydarzyła się sytuacja, w której nie miałbym z nią żadnego kontaktu. Podwiozłem ją jeszcze pod drzwi jednego z krakowskich szpitali, by po
chwili odjechać do Miasta Świętej Wieży z nadzieją, że nasz kontakt się nie
urwie i że niedługo spotkam ją ponownie...
__________________
Oderwałam się od pisania pracy zaliczeniowej na psychologię, by dodać tu coś nowego. Szczerze mówiąc to nie wiem, co mam o tym myśleć. Opinie więc mile widziane. Do następnej środy!
To jest właśnie to moje „jutro zajrzę na twojego bloga”. W moim pojęciu jutro trwa cztery dni. Ale już jestem! :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się tutaj. Sam pomysł na opowiadanie jest fajny i interesujący, twój styl pisania jest naprawdę w porządku i widać, że masz talent. No i jest jeszcze Wiśnia. Tu mnie masz, choć doskonale wiem, że to nie dla mnie go tutaj umieściłaś. Niemniej jednak, wykreowałaś mu świetny charakter uparciucha i nie da się go nie lubić :D
Fabian jest kochany, że zawiózł Tatianę do Krakowa. Bardzo dobrze, że to zrobił, bo było szybciej i bezpieczniej. Poza tym on pomógł Siwej i to bardzo. Nie mam na myśli tylko tej zimnej głowy, gdy znaleźli Mańkę (choć uważam, że to zupełnie normalne, że to on zadzwonił po karetkę, przecież Tatiana kocha przyjaciółkę, więc to jasne, że nie umiała myśleć racjonalnie), ale też to, że on dał Siwej niesamowite wsparcie. Pocieszał ją i w ogóle BYŁ, wydaje mi się, że to jej pomogło. Zresztą sama go poprosiła, żeby wszedł z nią do sali, w której leżała Mania. Mam nadzieję, że pomimo ogromu kilometrów, które ich dzielą, ta znajomość przetrwa, a nawet przerodzi się w coś głębszego. Gdyby to było realne życie miałabym wątpliwości, ale nie wątpię, że wymyślisz coś, żeby Tatiana znowu zerwała kontakt z Fabianem :D
Na razie w mojej głowie kotłuje się mnóstwo pytań. Co dokładnie zaszło między Tatianą a Fabianem przy ich pierwszym spotkaniu? I co zrobił Marcel? No i jeszcze dręczy mnie ta sprawa pobicia Manii przez Konrada. Chciałabym poznać szczegóły. Nie dlatego, żeby go usprawiedliwić, bo NIC nie usprawiedliwia takiego czynu i Konrad jest dup.kiem, ale chcę go bardziej dosadnie zjechać, a tak bez konkretnych informacji będzie trochę ciężko -.-
Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? Na blogu, na gg, na Twitterze – gdzie ci wygodniej, ale zrobisz to? ;> Bardzo ładnie proszę :)
Pierwsze, co mi przyszło na myśl, czytając ten rozdział, to stwierdzenie, że podziwiam Fabiana za wyczucie sytuacji i zachowanie zimnej krwi. Wydaje mi się, że niejeden facet nie potrafiłby się zachować tak jak on. Może też trochę nieświadomie, ale chyba dał Tatianie pewnego rodzaju wsparcie swoją obecnością i zachowaniem. Nie ukrywam, że Łukasz też mnie strasznie urzekł w tej historii, chociaż w rzeczywistości za nim nie przepadam, nawet bardzo. Wracając jednak do Fabiana, to może i nie znają się z Tatianą zbyt długo, ale wydaje mi się, że swoim zachowaniem w tej ekstremalnie trudnej sytuacji dał jej wyraźnie do zrozumienia, że jest kimś, na kim można polegać w każdej sytuacji. Tak naprawdę przecież wcale nie musiał zawozić jej do Krakowa i dać sobie spokój, a mimo to, zrezygnował z treningu i pojechał, a to się chwali. Z drugiej strony, już zawsze w pewnym sensie będą ze sobą związani, właśnie przez tą sytuację, a Siwa pewnie nigdy Drzyzdze tego nie zapomni :) Natomiast Mańka... Dla mnie chęć odebrania sobie życia przez jakiegoś faceta to skrajna głupota. Żaden nie jest tego wart, ż a d e n. Nie wiem, czy ona aby na pewno do końca zdaje sobie sprawę, co chciała zrobić, i co by było, gdyby jej się udało... Co by było, gdyby nie zadzwoniła, albo gdyby Tatiana inaczej zareagowała na ten telefon? Bardzo mnie zastanawia jej stan psychiczny - naprawdę tak dobrze się czuje czy tylko dobrze udaje? A decyzja o tym, by zabrać przyjaciółkę do Poznania jest bardzo słuszna, przynajmniej będzie ją miała na oku i będzie nieco spokojniejsza. Mam też nadzieję, że Siwa nie zerwie kontaktu z Fabianem ponownie, teraz mają swoje numery więc będzie im łatwiej się kontaktować. Trzymam kciuki za tę znajomość i wierzę, że Drzyzga senior w końcu zmieni zdanie i dotrze do niego, że to jego ulubienica zostawiła jego syna, a nie odwrotnie. Przez swoje przekonania krzywdzi niewinną dziewczynę, która przecież nic nie zrobiła. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPS: Skoro rozdziały ukazują się co środę, to chyba nie ma potrzeby informować, a poza tym dodałam twój blog do obserwowanych, więc będę na bieżąco :)
Już nie mogę się doczekać, aż Siwa spotka tego, pożal się Boże, Konrada. Najchętniej sama zrobiłabym z takiego wiatrak. A biedna Mania musiała przez takiego cierpieć.
OdpowiedzUsuńDziękowałam Bogu za Wiśnię, to teraz dziękuję za Fabiana. Tatiana jest trochę... nieprzewidywalna, ale za to Drzyzga jest spokojny i opanowany. Trochę jak ogień i woda, ale uważam, że idealnie do siebie pasują! Tylko, żeby ten Marcel niczego nie popsuł... Ale mam nadzieję, że znaczącej roli mieć nie będzie, o ile jakąś w ogóle.
A te rybeńki Wiśni były totalnie słodkie! :D
Wreszcie ogarnęłam sesję i mogę z czystym sumieniem oraz nową dozą ciekawości zaczytywać się w Twoich opowiadaniach! :D Nawet nie wiesz, jak mi tego brakowało przez ostatnie trzy tygodnie, ale oto chwila na relaks nadeszła, więc mogę się jej oddać w pełni, czemu z kolei dam pełny wyraz tworząc (mam nadzieję) konstruktywny komentarz :D
OdpowiedzUsuńJak już napisałam kiedyś (hmm..) podziwiam Fabiana za jego umiejętność szybkiego reagowania nawet w chwili najpoważniejszego kryzysu. Jego niezłomna, zdecydowana i pełna zdrowego rozsądku postawa w obliczu nieszczęścia Mańki zrobiła na mnie naprawdę ogromne wrażenie. Bardzo, bardzo się cieszę, że siatkarz nie opuścił Siwej w potrzebie, że był przy niej i okazał swoje tak przecież cenne wsparcie. Teraz pewnie weźmie również pod swoje skrzydła i Mariannę.. Swoją drogą, biedna dziewczyna! Jej słowa o facetach i zaufaniu wskazują jawnie na to, że Radecka miała już niewesołe doświadczenia z płcią męską, przeważnie z winy swej zbytniej ufności czy też naiwności.. Ale, choćbym chciała, nie umiem jej potępić (nie, żebym była znowu do tego jakoś super skora ;D). Sytuacja Mańki jest niejednoznaczna, a ja mam zbyt mało przesłanek, by z całą stanowczością zaklasyfikować ją albo jako bezwolną, omotaną manipulacją ofiarę, albo zwyczajnego bezmózga. Szkoda mi Mańki, i tyle. Znowu się przejechała na człowieku bardzo sobie bliskim i to tak bardzo, że aż zdecydowała się ze sobą skończyć.. Smutne to. Mam jednak nadzieję, że opieka Tatiany i Fabiany przywróci Mariannie optymizm i nakieruje na coś bardziej pozytywnego niż wymyślanie nowego sposobu na zejście z tego świata ;)
Ale jak tutaj zmienić własny charakter...?
Ach, Tatiana to przyjaciółka idealna! A z Drzyzgą tworzą naprawdę zgrany duet ;D
lecę do następnego ;***
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D